poniedziałek, 1 września 2014

23



          Dni mijały, a ja dalej tkwiłam w jednym miejscu. Czułam się jakby całe moje życie zatrzymało się w pewnym momencie i nie chciało ruszyć dalej. Tłum ludzi pędzących przed siebie, a ja jedyna stoję. Stoję w miejscu, zakopana w ziemi po kolana. Albo w jakiejś gęstej mogile, z której nie mogłam się wydostać. Ból rozsadzał mnie od środka, choć próbowałam tego nie okazywać. Wszyscy się martwili. Wszyscy martwili się o mojego Marco. Tak, mojego. Nie mogłam sobie darować, że tamtej nocy wciął się  w walkę z Thomasem. Na sam widok tego pyszałka robi mi się niedobrze.
            Wzięłam wolne w pracy. Nadużywałam dobroci mojego szefa, bo od tych dwóch tygodni nie pojawiam się w firmie. Wcale nie zdziwię się jak stracę niebawem tę posadę. Wiem, że powinnam żyć dalej, ruszyć do przodu i zająć się swoją codziennością ale nie potrafię. Nie potrafię skupić się na niczym, wiedząc, że mój Marco leży w tym pieprzonym szpitalu, podłączony pod całą aparaturę, której nie potrafię zrozumieć i walczy każdego dnia. Co on może czuć? Żyć, a jednocześnie być martwym... Jak to logicznie sobie wytłumaczyć? Ciągle myślę tylko o nim. Całe dnie spędzam w szpitalu, siedząc przy jego łóżku, ściskając mocno jego zimną dłoń, obserwując jego kamienną twarz i modląc się, aby to nie było nasze ostatnie widzenie. Prawie w ogóle nie śpię, chcąc obserwować wszystko co się z nim dzieję, a tak naprawdę nie dzieje się nic. Tylko leży, śpi... To wszystko mnie zabija. W głowie ciągle słyszę charakterystyczne, szpitalne dźwięki, które wydają wszystkie urządzenia, do których podłączony jest mój ukochany, a przed oczami to jak uchodzi z niego całe życie, a potem to szpitalne łóżko, na którym się znajduje. Nie wiem jak długo jeszcze tak wytrzymam.
                 Po korytarze ciągle pałętają się nasi znajomi. W większości jego. Cała drużyna BVB stara się być przy swojej gwieździe, niebiologiczni rodzice ciągle cicho łkają za ścianą wraz ze mną, Mario i Robert wariują, Elena pogubiła się we wszystkim, a ja? Ja żyję cicho krwawiąc. Staram się nie płakać, ale nocami ryczę, bo to boli. Chciałabym żeby ktoś zatrzymał mój ból ale wiem, że jedyną osobą, która mogłaby to zrobić jest osoba, która w tym momencie powoduje wszystkie cierpienia.
                 Minęły kolejne dni. Nadal czuwam przy jego łóżku. Nie przespałam kolejnej nocy. Spędziłam ją w jego sali. Tego ranka lekarze wyprosili mnie na jakiś czas z pomieszczenia, wykonując jakieś nowe badania. Kiedy siedziałam na korytarzu, delikatnie opierając swoją ciężką od myśli głowę o ścianę, jedna z pielęgniarek przyniosła mi kawy i coś do zjedzenia. Ale nie byłam głodna. Wypiłam tylko czarny, gorzki napój, a talerz z kanapką pozostawiłam nienaruszony. Chudłam. Mało jadłam i wszyscy mi to wypominali. Z dnia na dzień coraz bardziej traciłam apetyt. Ciągle piłam tylko kawę, albo jakieś napoje energetyzujące, aby jakoś przeżyć noc. W pośpiechu czasem coś przegryzałam, albo kiedy El na siłę mi coś wciskała. Martwiła się o wszystkich, jak to ona, ale nie ukrywam, że czasem jej osoba zaczęła mnie irytować. Może to dlatego, że byłam coraz to bardziej rozdrażniona. Nie potrafiłam racjonalnie myśleć.
                   -Lu, przecież wiesz, że siedzenie przy nim nic nie da.-usłyszałam cichy głos Roberta, który nie wiem kiedy pojawił się w drzwiach sali. Odwróciłam głowę, spoglądając na niego. Też był zmęczony. Oczy miał podkrążone, najprawdopodobniej nie spał zbyt długo.
                   -Da, Robert. On może się w każdej chwili obudzić. Muszę tu być.-odezwałam się. Nie wiem czy do końca wiedziałam co mówię. Mógł się obudzić, ale czy w to naprawdę wierzyłam? Nie do końca. Spuściłam wzrok, ściskając jego dłoń jeszcze mocniej.
                   -Znowu zarwałaś nockę, prawda?-to było pytanie retoryczne. Dobrze znał odpowiedź, nie wiem po co jeszcze się o to pytał. Chyba każdy wiedział, że ciągle tu jestem. Szpital stał się moim drugim domem od tego wypadku.-Elena przyjedzie dziś po Ciebie po pracy, a na razie kazała mi dostarczyć ze sobą to.-pomachałam w powietrzu papierową torbą, w której jak podejrzewałam znajdowało się jedzenie. No tak, moja troskliwa panna Elsner! Uśmiechnęłam się blado. Po co to zrobiłam? Nawet nie chciałam się uśmiechnąć.-Zjemy?
                     -Nie jestem głodna.-odparłam, skupiając swój wzrok na moim bezbronnym, biednym Marco. Nie wyobrażałam nawet sobie co on musi teraz przeżywać... Jak to jest być w takim stanie? Czy on coś czuje?
                     -To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie, Lu. Chodź.-podszedł do mnie, złapał za rękę i pociągnął za drzwi sali. Wyszliśmy na już dobrze znany mi korytarz. Usiadłam na plastikowym krzesełku, a brunet zajął miejsce zaraz przy mnie. Na kolanach postawił sobie papierową torbę, z której począł wyjmować kanapki. Jedną, zapakowaną w folię aluminiową podał mi. Rozpakowałam ją i spojrzałam z niesmakiem. Och, nie byłam głodna! Naprawdę muszę to jeść?! Lewandowski jakby czytał w moim myślach, bo po chwili posłał mi stanowcze spojrzenie, mówiące: "Masz to zjeść, Kulmaczewska!".
                     -Za bardzo się mną przejmujecie.-stwierdziłam.-Nie możecie po prostu sobie odpuścić?-spytałam, biorąc kęs kanapki z chleba razowego. Co prawda to moje ulubione pieczywo, ale tym razem ciężko wszystko przeżuwałam. Nie byłam głodna. Czemu nikt nie mógł tego pojąć?!
                     -Lu, to normalne, że wszyscy się martwimy. Strasznie to wszystko przeżywasz. Boimy się, że coś Ci się stanie przez to wszystko. Odcinasz się od świata, siedzisz ciągle w szpitalu i dołujesz się stanem Marco.-odparł.-Rozumiem, ja też ubolewam nad nim ale Łucja! Musisz iść dalej, nieważne co będzie z Woody'm.
                     -I mówi mi to facet, który od kilku dni pałęta się wieczorami po mieście, a czasem nawet zahacza o jakieś kluby.-dogryzłam mu. Myślał, że jestem głupia? Jak wracam po nocach (albo i nie wracam) do mieszkania, to czasem go widzę. Ma swój ulubiony bar, niedaleko mojego osiedla. Spuścił głowę w dół. Aha! Trafiłam w czuły punkt!
                     -Jak się nie ma gdzie spać w nocy, bo Cię Twoja narzeczona wyrzuca za drzwi to tak się reaguje, Łucja. Jak kiedyś będziesz miała narzeczonego, albo męża to pogadamy.-O Jezu! Teraz to on mi dogryzł! Dobrze wiedział, że to z Marco wiązałam swoją przyszłość, a teraz wszystko legło w gruzach. Chyba dopiero po czasie zorientował się co powiedział, bo posłał mi przepraszające spojrzenie. Zignorowałam tamte słowa i skupiłam wzrok w zajadającym się kanapką osobnikiem.
                      -Znowu problemy z Anką?-spytałam, choć to było pytanie retoryczne. Przecież dobrze wiedziałam, że im się nie układa i sama się dziwiłam, bo przecież w mediach zawsze mówią, że są idealnie dobraną parą, a przeciwieństwa między nimi tylko ich łączą. Jednakże, w fakcie wcale nie byli takim porządnie ułożonym narzeczeństwem. Wiem od Marco, że Lewy nie do końca był wierny Ani, a ona zaś często bywała totalnie oschła i apatyczna na jego uczucia i nigdy nie próbowała nawet polubić jego znajomych. Oboje ranili siebie nawzajem, więc nie rozumiałam czemu dłużej ciągną swój związek. Czyż to nie chore?
                      -Kiedy ich nie ma, Lu?-pokręcił głową, uśmiechając się drwiąco.



                   Srebrny ford sunął po ulicach Dortmundu. Jak zwykle Elena prowadziła dość ryzykownie. Oparłam swoją głowę o szybę i patrzyłam przed siebie tym smutnym wzrokiem, który towarzyszy mi od kilkunastu już dni. Czas leci tak szybko, a mój ukochany dalej śpi. Boże, ta myśl mnie wykańcza. Ciągle myślę tylko i wyłącznie o Marco, który stał się moim priorytetem życiowym. Modlę się, aby jeszcze móc usłyszeć jego głos, śmiech, poczuć jego dłonie na swoim ciele... Posłuchać jak znów się ze mną droczy, albo snuje te swoje wszystkie plany na przyszłość. Ale jego tu nie ma i to mnie boli.
                    Uroniłam pojedynczą łzę, która od razu szybko wytarłam rękawem bawełnianego swetra. Pociągnęłam nosem najciszej jak tylko umiałam, aczkolwiek wszystko to nie uszło uwadze panny Elsner.
                       -Lu! Znowu płaczesz!-krzyknęła, odrywając wzrok od jezdni. El posłała mi surowe spojrzenie i zamroziła wzorkiem. I co miałam jej odpowiedzieć? Przecież wie w jakim jestem stanie, po co robić z tego kolejną sensację?
                       -Od ponad dwóch tygodni, El. Powinnaś się już przyzwyczaić.-odpowiedziałam. Pokręciłam głową i skupiłam swój wzrok na przedniej szybie auta. Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc.
                       -Lu, musisz przestać ciągle płakać!-Elena nagle szarpnęła kierownicą i z impetem zjechała na pobocze. Wystraszyłam się czego efektem było głośne wstrzymanie powietrza.
                       -Co Ty robisz?!-krzyknęłam z pretensją w głosie. Zwariowała? Mogła wpaść w pobocze, albo gorzej.
                       -Przestań płakać do cholery! Łucja, świat idzie dalej! Zacznij chociaż wierzyć w to, że Marco się wybudzi, bo jest taka możliwość. On chciałby żebyś wierzyła w to! Wszystko się któregoś dnia skończy. Może dobrze, może źle, ale się skończy! A Ty musisz wrócić do żywych! Ruszyć dalej i zobaczyć, że świat ma gdzieś to jak się czujesz. Zbierz dupę w troki i zacznij znowu żyć do chuja Pana!-warknęła. Była asertywna ale... Ale mówiła prawdę? Powiedziała coś co mnie zabolało. Sprawiła, że chciało mi się płakać, ale jednocześnie dało tak wiele do myślenia. Nie, nie potrafię myśleć racjonalnie.
                       -Wybacz, ale nie chcę smakować życia bez Marco Reus'a.-odgryzłam się. Odpięłam pośpiesznie pasy i otworzyłam drzwi. Wysiadłam dynamicznie z auta i chciałam już zamknąć za sobą drzwi, jednak przed trzaśnięciem dodałam coś jeszcze.-I pieprzcie się wszyscy.-zamknęłam z impetem drzwi, pozostawiając po sobie tylko echo w samochodzie Panny Elsner, która mocno uderzyła w kierownicę swojego forda.




                  Trzasnęłam drzwiami wchodząc do swojego mieszkania. Miałam dość wszystkich wokół i marzyłam aby wszyscy o mnie zapomnieli choć na chwilę. Nie potrzebowałam nikogo. Tylko jego. Tego jedynego, z którym pragnęłam spędzić całą wieczność. I nie wyobrażam sobie, że mogłoby go teraz zabraknąć. Wiem, że walczy ale wszystko co się z nim dzieje jest po prostu makabryczne. Codziennie przesiaduję w jego sali i widzę jego biedną twarz, co przyprawia mnie o dreszcze. Nie mogę sobie darować tego co się wydarzyło. Bo to wszystko moja wina. Tylko i wyłącznie moja. Dziwię się czemu jeszcze jego rodzice się do mnie odzywają, a jego przyjaciele wspierają.
                 Udałam się do kuchni, gdzie przyrządziłam naprawdę mocną kawę. Piłam czarny napój duszkiem, wpatrując się w okno. Świat był taki szary tego dnia. Z nieba spadały pojedyncze krople deszczu, a ciemne chmury wisiały nad Dortmundem. Prawdopodobnie dziś będzie burza. Nienawidzę tych wyładowań atmosferycznych. Zaczęłam zastanawiać się co by było gdyby dziś Marco był tu ze mną. Pewnie siedzielibyśmy właśnie w salonie, przykryci ciepłym kocem z gorącą herbatą w ręku. I leżelibyśmy wtuleni w siebie, dzieląc się wzajemnie swoim ciepłym, oglądając jakiś film. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk, dzwoniącego telefonu. Poderwałam się z miejsca i pobiegłam do salonu, gdzie na stoliku leżała moja komórka. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Marcela. Zamarłam. On dzwoni? Co prawda, był w szpitalu przy Marco kilka razy ale robił to tak aby nie natknąć się na mnie. Nienawidziłam, że tak bardzo siebie nawzajem nie lubimy. To było cholernie męczące, szczególnie dla mnie, bo to ja rozwaliłam nasz związek. Telefon wibrował mi w dłoni. Ocknęłam się i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
                   -Łucja?-szepnął.
                   -Tak. Coś się stało?-byłam zdziwiona i słychać to było w moim głosie. Nie miałam pojęcia w jakich intencjach dzwoni. To jego pierwszy telefon odkąd się rozstaliśmy. Och, było mi tak głupio, że dowiedział się o moim romansie z Marco w taki sposób.
                   -Jesteś w domu? Chciałbym przyjechać na chwilkę. Mam sprawę.-zamarłam. Fornell pyta zy jestem w domu, czy się przesłyszałam? To, aż niemożliwe, że posunął się do czegoś takiego. Jego duma mu na to nie pozwalała. O co chodzi?!
                  -Jestem. Za ile będziesz?-spytałam oschle, chcąc dać mu do zrozumienia, żeby lepiej ze mną w nic nie pogrywał. I tak jestem w kiepskim stanie psychicznym. Mam nadzieje, że nie chce dołować mnie jeszcze bardziej.
                  -Za 20 minut. Do zobaczenia.-pożegnał się i od razu wcisnął czerwoną słuchawkę, bo jedyne co potem usłyszałam to sygnał kończący rozmowę.



   

                    Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Udałam się w stronę korytarza, zatrzymując się najpierw przed lustrem. Wyglądałam strasznie i mogłam to spokojnie stwierdzić. Zniszczone włosy, aż prosiły się o ścięcie, blada skóra była jeszcze bielsza niż zazwyczaj, a dłonie i nogi nadzwyczaj chude. Z dnia na dzień wyglądałam coraz gorzej i dobrze o tym wiedziałam, a mimo to nic z tym nie robiłam. Poprawiłam ciemnozielony, dzianinowy sweter, sięgający do połowy moich ud. Czarne leginsy przylegały do długich, wychudzonych nóg i podkreślały każdą ich wadę. Gdyby w takim stanie poznał mnie Marco, zapewne nie zwróciłby na mnie w ogóle uwagi. Westchnęłam i pociągnęłam za klamkę wejściowych drzwi. W progu stał on. Wysoki brunet, czekoladowe oczy, umięśniona sylwetka. Mój były.... Ciągle wyglądał tak samo. Zwykły t-shirt, czarna skóra i ciemne jeansy, a do tego sportowe buty nike, sięgające mu za kostkę. Jedynie na twarzy był jakiś inny. Podkrążone, zaczerwienione oczy i brak tego promiennego uśmiechu, którym darzył wielu ludzi. Nie zdziwiłam się, że tak wyglądał. Pewnie czuje to samo co ja, bo pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło to cały czas jego przeszłość wiążę się z Marco. Z jego przyjacielem... Albo byłym przyjacielem... Otworzyłam szerzej drzwi i przepuściłam go. Od razu powędrował do salonu, a ja zaraz za nim. Stał na środku i rozglądał się wokół. Przez jakąś chwilę wpatrywał się w zdjęcia stojące na  komodzie pod oknem. Ja i Elena, Ja i Marco, ja i rodzice... Mogłam pomyśleć o schowaniu tych zdjęć  i oszczędzeniu mu tego całego widoku.
                    -Przyszedłem porozmawiać.-odezwał się, przerywając niezręczną ciszę jaka panowała pomiędzy nami.-Porozmawiać o Marco.-kontynuował, a ja zastanawiałam się do czego dąży. Na pewno ma jakiś konkretny cel, bo inaczej nawet nie pojawiłby się w moim mieszkaniu.-Ostatnio odsłuchałem wiadomości jakie zostawiłaś mi na poczcie głosowej. Pamiętasz je?-spytał, patrząc na mnie. Oczywiście, że pamiętałam, co mu mówiłam, a raczej co mówiłam jego poczcie głosowej, bo on nie raczył odebrać telefonu.
                   -Oczywiście, że pamiętam. Mówiłam o tym, że Marco potrzebuje teraz swoich przyjaciół.-potwierdziłam, kiwając symbolicznie głową. Patrzył się na mnie cały czas. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. Nadal nie rozwikłałam czemu się tu zjawił.
                   -Przemyślałem wszystko ostatnimi czasy. Wiesz, rozmawiałem z lekarzem.-zaczął, a ja odgarnęłam włosy do tyłu.-Powiedział, że znaleźli sposób, aby wybudzić Marco, jednak to ryzykowne i ze wszystkich badań wynika, że Reus najprawdopodobniej straci pamięć.-zamarłam. Co?! On wiedział o takiej rzeczy, a ja nie?! Lekarze zataili coś takiego przede mną?! Dobrze wiedzieli jak ważny jest dla mnie piłkarz i jak długo przesiaduję nad nim, a oni nie pisnęli nawet słowem. Wybałuszyłam oczy.-Nie mówili Ci, taa... Prosiłem, aby nie dzielili się tym z nikim. Może to egoistyczne, ale musiałem wszystko przemyśleć i doszedłem do czegoś. Masz rację, Lu. Masz rację, że Marco potrzebuje teraz przy sobie swoich przyjaciół. A kiedy się wybudzi i nie będzie niczego pamiętał potrzebuje ludzi, z którymi ma historię. Przyjaciół, którzy są z nimi od dawna. Przyjaciół, którzy pokażą mu jak wyglądało jego życie, bo znają jego nawet najmniejsze sekrety, przeżycia, momenty z dzieciństwa... Marco będzie potrzebował mnie i swoich rodziców, Łucja.-przełknęłam głośno ślinę. Do czego on do cholery dąży?-I uznałem, że będę mógł zapomnieć. Wybaczyć mu, że Cię przeleciał. Właściwie to nie raz...-przewróciłam oczami. "Przeleciał"?! Niech lepiej uważa na słowa, bo zaraz to ja wybuchnę!-W każdym razie. On zapomni o wszystkim co się wydarzyło przed wypadkiem, a ja będę mógł udać, że nic się nie wydarzyło. Oboje dobrze wiemy, że ja będę mógł pomóc Marco. I wiem też, że chcesz jego dobra.-potwierdziłam skinieniem głowy.-Więc ja wybaczę Marco i nigdy nie powiem mu o waszym romansie i o tej zdradzie, a Ty w zamian za to znikniesz z jego życia raz na zawsze.-zatkało mnie. Wstrzymałam oddech, nie wierząc w to co słyszę. Co on mi proponował? On tak na poważnie?!
                     -Marcel, nie możesz... Przecież ja i Marco też mamy wspólną przeszłość. Kocham go.-powiedziałam, wiedząc, że zranią go pewnie te słowa.-Nie mogę po prostu zniknąć! Mamy tyle zdjęć, przeżyć, wzlotów i upadków, Marcel... Jak Ty to sobie wyobrażasz?!-warknęłam.
                     -Jestem przyjacielem Marco i znam go na wylot. Dobrze wiem, że cholernie cierpiał i gryzł się z myślami, że mnie zranił, że zakochał się w mojej lasce i na dodatek nie potrafił się oprzeć jej i swoim pokusom. To go bolało i dręczyło każdego, cholernego dnia, Łucja. Nie mówił Ci może tego, ale ja wiem co czuł. Chcesz, żeby po powrocie do żywych znowu usłyszał, że zabrał laskę najlepszemu kumplowi i czuł to zażenowanie i stratę? Chcesz, żeby cierpiał?-niszczył mnie tymi słowami. Boże, bolało mnie to co mówił. Uroniłam jedną łzę. Miał rację... Marco na pewno cierpiał po cichu, mimo, że nie dawał tego po sobie poznać. On zawsze tak robił! Boże, co ja mam zrobić? Biłam się z myślami.-Wyjedziesz, pomogę Ci w przeprowadzce, znajdę Ci jakąś lepszą pracę i pozwolisz Marco o sobie zapomnieć. Powiem mu, że ja i Ty byliśmy kiedyś bliżej, ale nie wyszło nam i pozwoliłem mu zbliżyć się do Ciebie. No i byliście razem, było pięknie, ale z biegiem czasu wszystko zaczęło się psuć, aż w końcu rozstaliście się tamtej nocy, kiedy Thomas go zranił. A potem powiem, że wyjechałaś, bo chciałaś zacząć życie na nowo. To jest wyjście, Łucja. Marco nie będzie musiał nigdy więcej cierpieć. Nie możemy zmarnować takiej szansy. Niech zacznie od nowa...-szepnął, a ja zalałam się łzami.-Zapomni o kryzysie z rodzicami, o nadchodzącym odejściu Mario z BVB, o Tobie...
                      -Ale.... Ja go kocham, Marcel.-pociągnęłam nosem, nie wiedząc co zrobić. Miałam ochotę wybuchnąć gromkim płaczem, bo to wszystko mnie raniło. Może on ma rację... Marco zawsze cierpi w milczeniu, ale do cholery, ja go kocham!
                      -Więc, jeśli go kochasz to pozwolisz mu zacząć żyć od nowa. Bez Ciebie, Lu... Od nowa.-zaakcentował te dwa, ostatnie słowa, a ja położyłam dwa palce na swojej skroni i zaczęłam ją masować. Głowa mi pękała od myśli. Serce kazało zostać i nie zgadzać się na ten idiotyczny plan, ale rozum podpowiadał co innego...-To jak?
                      -Dobrze, zgadzam się... Wyjadę...


"I will start fresh. Be someone new..."

-//-
Dziś rozdział napisany w narracji Łucji, abym mogła oddać bardziej jej emocje :) 
Kochane! Wybaczcie opóźnienia, ale miałam sporo problemów, więc wsiadłam w autobus i pojechałam do siostry do Warszawy. Potrzebowałam się odizolować od wszystkiego na kilka dni i jakoś powoli się pozbierać. 
Zbliżamy się do końca! Niebawem powinnam opublikować epilog, ale najpierw zajmę się nowym blogiem, którym niedługo się z wami podzielę. 
Życzę udanego początku roku szkolnego! Ja już mam dość, a to dopiero początek... 
PS. Trzymajcie kciuki, bo dziś jadę na badania z kolanami. 
xx, Ell

13 komentarzy:

  1. Ten Marcel to kompletny egoista. Nie wyobrażam sobie jak Marco ma być szczęśliwy. Na pewno będzie mu czegoś brakowało mimo,iż nie będzie tego pamiętał. Uhh,ale chociaż pociesza mnie myśl,że będzie żył. Potrafisz zaskoczyć. Jestem ciekawa czy jednak będzie happy end czy też nie. :) Naprawdę nie wiem bo to Tobie kochana można się wszystkiego spodziewać. Czekam na ten epilog i nowy blog! *.* Trzymam kciuki aby wszystko przebiegło dobrze! Buziaki! :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Co?! Marcel czy ty się dobrze czujesz? Ten plan jest bez sensu. Na miejscu Marco chciałabym wiedzieć wszystko o tym, co działo się ze mną wcześniej. Nawet sprawy które sprawiły mi bół czy zawód. Każdą osobę. Przecież ona jest dla niego taka ważna, a on chce mu ją zabrać bez jego zgody?! Jestem wzburzona! Nie zgodziłabym się na miejscu Lu. Przecież to się wyda. Marco będzie chciał wiedzieć dlaczego się rozstali. Wspólne zdjęcia, znajomi.. Na pewno chciałby z nią porozmawiać, dowiedzieć się czegoś więcej... Szczerze, spodziewałam się, że Łucja po wypadku Reusa, popełni samobójstwo... no ale coż, jestem strasznie zła. A myślałam, że Marcel chce pomóc Lu, a tu takie coś... :( pozdrawiam, powodzenia na badaniach, jak i w szkole. Czekam na epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie! Nie godze sięna to !!! Nie! Nie!Nie! Nie robtego, bo mi pęknie serducho. Chcesz bym zawalu dostala? Czytalam i normalnie serce mnie bolalo. Czy tacy egoisci muszą chodzic po tej ziemi jak ten caly pseudo przyjaciel Marcel? No po prostu mnie trafilo jak to przeczytalam. Spraw prosze, by Łucja odmowila jednak. By zastanowila się i poslala Marcela do diabla! Niech zniknie z ich zycia. Przyjaciele tak nie postepuja. Chory egoista!!! Strasznie sięwczulam, ale nie umiem inaczej. Po ptostu nie umiem. Proszę nierob im tego. Nie skazuj ich na cierpienie. Juz sam stan pilkarza jest cierpieniem dla niej, dla niego rowniez. Zapraszam do mnie na nowy. Po Twoim nie wiem czy zasne dzisiaj. Nie spodziewalam sie Marcela ani jego propozycji. Trafia mnie !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Marce, no i po co ty przyjechałeś?
    Przecież Lu nie może wyjechać i tak po prostu zniknąć z życia Marco. No kurde, przecież oni są dla siebie stworzeni. Rozumiem, że on prawdopodobnie straci pamięć, ale kurde, są terapie i w ogóle. Nie, nie, nie. Nie wyobrażam sobie co będzie jeśli Łucja wyjedzie.... Naprawdę Reus nie będzie nic pamiętał? Cholera, no.
    Wybacz za ten mój nieskładny komentarz, ale jestem tak strasznie przygnębiona tym wszystkim. Lu tak okropnie cierpi, inni też, ale to w końcu ona jest kobietą jego życia. Jak ona daję radę? Cholercia.
    Oni na to nie zasługują. Nie mogę znieść, że blondas nie będzie jej pamiętał. Choroba chorobą, no ale.... nie no, wysiadam. Przeżywam to wszystko z nimi, serio.
    Mam nadzieję, że Łucja zmieni jednak zdanie i zostanie w Dortmundzie przy Marco, aby go wspierać.
    Czekam na kolejny i zapraszam do mnie na piątkę ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się, Boże.. Po pierwsze brak Marco strasznie odbił się na Łucji, ale co się dziwić? Jest jej całym światem. Kocha go i to strasznie widać. Tak bardzo mi jej szkoda, musiała patrzeć na swojego ukochanego bez znaku życia.. Bez ruchu, bez niczego. To naprawdę smutne i nie chce nawet sobie wyobrażać co by było gdybym sama musiała coś takiego przejść. Elena jest kochana, powinna być przy Łucji tak jak tylko może, ale zamiast denerwować się, powinna ją wspierać. A Marcel. Od samego początku działał mi na nerwy a teraz to już wgl! Ugh! Mam ochotę go zabić. Naprawdę. Skręcić mu kark albo zamordować w najbardziej brutalny sposób, aby tylko chociaż odrobinkę poczuł to co Łucja kiedy jej to mówił. Przecież wiedział, widział, że nie jest to tylko seks a coś więcej. Gdyby był tylko jej kochankiem to by nie siedziała tyle przy nim a po prostu znalazła innego.. To smutne.Mam nadzieje, że postawi mu się i zrobi wszystko, żeby Marcel nie odebrałby jej Marco! Bo tego by nie przeżyła, a cholera wie co on jest skłonny zrobić aby tylko ją zniszczyć. Zemścić się za romans. Liczę, że Łucja wygra małą wojnę kontra Marcelowi i pokaże Reusowi jak dobrze im było razem. :)
    Pozdrawiam, Nadia. xx
    Czekam na nexta! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Znowu smutny rozdział. :( Boże co ten Marcel nagadał tej Łucji. Przecież Ona nie może teraz wyjechać i zostawić Marco. To widać, że ten Marcel wszystko zmyśla, nie wiem jak mu nie szkoda Lu. Przecież Ona tak cierpi, tak brakuje jej Marco. Widać, że Go kocha i nie może żyć bez Niego. Mam nadzieję, że jednak Lu nie wyjedzie nigdzie i zostanie, a Marco, że się szybko obudzi i skończą się w końcu te problemy i znów będą razem szczęśliwi, już na zawsze. Czekam z niecierpliwością na następny. I przepraszam, że tak późno komentuje, ale wcześniej jakoś nie miałam czasu. Pozdrawiam :*
    Oliwia ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miśka!
    Przepraszam, że tak późno komentuję, ale szkoła się zaczęła i musiałam trochę przestawić się na inne tryby. Mam dużo spraw na bani, a liceum to nie przelewki, więc czas ulatuje mi między palcami. Nieważne.
    Rozdział jest przepiękny, bardzo poruszający. Idealnie wyszła Ci perspektywa Łucji, opisałaś cholernie dokładnie każdy szczegół rozmowy, każdą towarzyszącą jej emocję, stan psychiczny, odczucie. Wzruszyłam się naprawdę w niektórych momentach.
    "Żyję, cicho krwawiąc" - tu mnie masz, cudownie napisane.
    Podzielam smutek Kulmaczewskiej, nie wyobrażam sobie tyle czasu żyć ze świadomością, że mój ukochany może nigdy więcej nie zobaczyć światła dziennego.
    No i pojawił się Marcel. Bezczelny frajer, jebany egoista. Jak zwykle gnojkowi zależy tylko na własnym dobru. I nie chce mi się wierzyć, że karze tak postąpić Łucji, aby Reus nie cierpiał. Przykro mi Fornell, nie czuję twojej troski.
    Lu absolutnie nie ma prawa wyjeżdżać, nie może, poprostu nie może, nie zgadzam się.
    Marco jest jej całym światem, szczęściem i smutkiem, miłością.
    Ona będzie zgubiona jak nie będzie ze swoim ukochanym.
    Utrata pamięci? Nieźle pojechałaś po bandzie. Aż mnie zatkało, muszę przyznać bez bicia. Uwielbiam takie problematyczne story. Czuję, że jeszcze nie raz mnie zaskoczysz (oczywiście tylko pozytywnie). Masz mnóstwo pomysłów, więc z pewnością perfekcyjnie pociągniesz to opowiadanie. Mam nadzieję, że dziewczyna nie opuści miasta, że zostanie i przyjaciele ją w tym przekonaniu wesprą. Nie musi słuchać tego brązowo-włosego dupka.
    Ma własny rozum i według mnie powinna zdecydować się rozpocząć od nowa, ale z Reusem w swoim życiorysie. Terapia przypominająca, zdjęcia, zwierzenia rodziców mogą przecież przypomnieć mu "poprzedni" żywot. A jak nie, to zawsze mogę zakochać się w sobie od nowa, jestem pewna, że tak będzie.
    Życzę ci kochanie dużo zdrówka, pomyślnych wyników badań, weny i powodzenia w szkole.
    + dziękuję Ci, że zawsze jesteś aby u mnie skomentować, że nie muszę po stokroć przypominać ci o rozdziale, który się u mnie pojawił.
    Kocham mocno, buzi słonko xx
    <33

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaglądam i zaglądam czy dodałaś nowy rozdział i nic... Oczywiście rozumiem, że pewnie nie masz zbyt dużo czasu, ale proszę... w wolnej chwili dodaj nowy post... Usycham nie wiedząc co się stanie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Blagam dodaj kolejny, bo usycham. Doslownie. To jedno z niewielu opowiadan ktore kocham i po prostu musze wiedziec co wtdarzy sie dalej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak! W końcu wszystko nadrobiłam. Kocham to opowiadanie jak każde przez Ciebie pisane. Masz niesamowity talent czego strasznie Ci zazdroszczę kochana! A teraz przejdźmy do rzeczy... Ogólnie wszystkie rozdziały są na swój sposób intrygujące i cudownie ujęte. Co do powyższego rozdziału to... nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. Nie potrafię tego pojąć. Ta cała sytuacja z Thomasem, Łucja i do tego wszystkiego Marco... Później ta cała prośba Marcela.. Po prostu mnie zszokowałaś. Muszę przyznać, że ryczałam jak głupia. Te emocje jakie towarzyszą przyjaciołom Marco, a w szczególności Lu są tak odczuwalne, że nie da się tego przeczytać i nie roniąc ani jednej łzy. Mam jednak ogromną nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży. Oczywiście, że trochę dramaturgii się przyda, ale nie rób nam tego i nie uśmiercaj naszej jedenastki. Musi.
    Trzymaj się kochana!
    Ściskam, Mania. :*

    PS. Zapraszam do siebie!! http://robert-eliza-story.blogspot.com/2014/10/rozdzia-xiv.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej :)
    Leno czy u Ciebie wszystko oki? Ostatnio zamilkłaś, nie dodajesz rozdziałów już bardzo długo... Mam nadzieję, że U Ciebie oki:)
    Pozdrawiam i pewnie nie zdziwi Cię jak napiszę, że nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału tutaj :)

    OdpowiedzUsuń