Emocje nią targały. Z jednej strony była niesamowicie zła, a z drugiej było jej okropnie przykro. Te słowa Marcela ją zabolały. Nie ukrywajmy, on był dla niej w jakiś tam sposób kiedyś ważny, ale wszystko zaczęło się zmieniać po tym jak jej relacje z Marco nabrały innego wyrazu. I teraz kiedy Fornell tak jej nawrzucał czuła się rozdarta. Oczy miała zaszklone całą drogę do domu, a kiedy tylko przekroczyła próg mieszkania od razu osunęła się na zimną podłogę, opierając całe swoje ciało na mahoniowych drzwiach wejściowych. Zdjęła szybko swoje srebrne szpilki i podciągnęła kolana pod brodę. Oparła czoło o wystające rzepki i zaczęła płakać. Najzwyczajniej w świecie szlochała. Znienawidziła Marcela. Jak mógł jej powiedzieć takie rzeczy? Jak mógł nazwać ją "szmatą" i "dziwką"? A może właśnie powinien? Może to co wypowiedział, było tym czym Łucja powinna usłyszeć na swój temat. Przecież zdradziła swojego chłopaka w najbardziej okrutny sposób. Zdradziła go z jego najlepszym przyjacielem. Nigdy przedtem nie zastanawiała się nad tym jak bardzo zrani ich obu, kiedy ten romans wyjdzie na jaw. Przecież Marcel i Marco to przyjaciele od piaskownicy, a ona z każdym dniem niszczyła tą całą relację, która między nimi była.
-Jak mogłam być taką egoistką?!-wyrwała przez zaciśnięte zęby, a dźwięk jej głosu rozniósł się po całym pomieszczeniu, odbił od ścian i w zadziwiający sposób powrócił do niej o zdwojonej sile głosu, co spotęgowało tylko jej gniew. Zacisnęła mocno pięści i uderzyła się kilka razy w uda, licząc, że to rozładuje jej negatywne emocje. Niestety nie pomogło. Wszystko cały czas tkwiło w niej i nie potrafiła wyzbyć się tych wszystkich smutnych rzeczy jakie się dziś przydarzyły. Miała żal do siebie, że te tygodnie temu pozwoliła sobie wdać się w romans z Marco Reusem. Ale nie romans był najgorszy. Najgorsze było to, że uległa samej sobie i zakochała się w piłkarzu. Każdy jego gest jest dla niej wyjątkowy... Każde słowo, pocałunek. Wszystko jest inne. Kocha go i nienawidzi siebie za to. Wszystko może wydawać się takie proste, ale nie dla niej.
Uspokoiła swój płacz na chwilę i delikatnie podniosła się na proste nogi. Pokierowała swoje kroki do sypialni, gdzie wyjęła z szafy czarne leginsy i bordową, dużo za dużą bluzę. Z ubraniami w ręce podreptała do łazienki. Ubrania położyła na starej pralce, a sama spojrzała w lustro. Głęboko utkwiła w swoim własnym spojrzeniu, tak jakby szukała tam odpowiedzi na te wszystkie problematyczne pytania w jej głowie. Kim jest? Czego chce?
Poruszyła nerwowo głową co sprawiło, że ocknęła się z kilkuminutowego transu. Związała włosy w wysoki kucyk i zabrała się za zmywanie makijażu. Cały wieczorowy makijaż, który kosztował ją około godzinnego wysiłku powoli spływał z twarzy blondynki, a wraz z nim wszystkie dotychczasowe dyskusyjne sprawy z dzisiejszego wieczora. W tym momencie potrzebowała tylko i wyłącznie łóżka, ciepłego kakao i ewentualnie jakiegoś filmu, który sprawiłby, że na moment zapomni o tym co się dziś stało. Była zła na cały świat, a nawet na samą siebie. I nie potrafiła tego racjonalnie wytłumaczyć. Nie dziś...
Usiadła w salonie na kanapie, włączyła telewizję i jej oczom ukazał się od razu widok fetowania i powitania nowego, 2013-ego roku. Zrobiło jej się niedobrze na sam dźwięk tego wszystkiego dlatego momentalnie wyłączyła tv, oparła głowę o oparcie kanapy i powoli przymknęła oczy. Znowu łzy napłynęły do jej oczu i nachalnie próbowały wydostać się na zewnątrz. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Kogo miała spodziewać się o takiej porze? Sąsiedzi z tego piętra wybrali się na sylwestra do znajomych, więc to na pewno nie oni. Podreptała do korytarza, wytarła rękawem wilgotne od płaczu oczy i otworzyła drzwi bez spoglądania przez wizjer. Jej oczom ukazał się nie kto inny jak Elena. Elena Elsner-dziewczyna, która najbardziej czekała na wymarzoną, sylwestrową noc z Mario stoi właśnie u progu drzwi mieszkania Kulmaczewskiej, kilka minut po północy, co świadczy o tym, że ominęło ją stereotypowe odliczanie czasu do przyjścia Nowego Roku. Poświęciła to wszystko na rzecz przyjaciółki. Lu nie potrafiła kryć przed nią emocji, które w tamtym momencie wspięły się na wyżyny swoich możliwości i po prostu zaczęła delikatnie popłakiwać.
-Łucja...-brunetka szybko zniwelowała odległość dzielącą ją do Polki i w chwili kiedy stała blisko niej, po prostu mocno złapała ją w swoje ramiona. Dobrze wiedziała, że Lu tego potrzebuje. Potrzebuje teraz czyjejś obecności, mimo, że tego nie powie.-...Och, Lu... Nie płacz, błagam...-wyszeptała, delikatnie głaszcząc blondynkę po plecach. Teraz już nie dziwi się dlaczego Marco był taki zdruzgotany i przejęty. Miał rację. Kulmaczewska jest w okropnym stanie.
-*-
Ostatnie kilka dni leciały jej jak z bicza strzelił. Nim się orientowała już nadchodził wieczór. Załatwiała wszystkie sprawy związane z nową pracą i kiedy już ostatecznie miała po prostu zabrać swoje rzeczy z szafki w Plazie i pożegnać się ze wszystkimi była niezmiernie szczęśliwa. Do Marcela nie odezwała się ani słowem od sylwestrowej nocy. Z resztą, Marco też ignorowała. Nie odbierała jego telefonów, nie odpisywała na smsy. Dlaczego? Chyba po prostu sama nie wiedziała co miałaby mu powiedzieć. Chciałaby z nim być i ogromnie jej na nim zależy ale w życiu nie może mieć dwóch rzeczy. Chciałaby jego szczęścia, a on na pewno szczęśliwy byłby gdyby jego relacje z Marcelem zostały nienaruszone. Nie mogła niszczyć dalej im tej przyjaźni. Stanęła im na drodze, pokomplikowała już wiele spraw i teraz powinna to wszystko odkręcić. Chciałaby, ale to ją przerasta.
A Marco? A Marco ciągle wydzwania do Kulmaczewskiej, stara się z nią skontaktować na wszystkie sposoby ale ona inteligentnie go zbywa. Przez to wszystko stracił już najlepszego przyjaciela, nie chciałby stracić jeszcze dziewczyny, którą kocha ponad wszystko. Nie może pozwolić jej odejść i nie spocznie do póki Lu się do niego nie odezwie. Chce z nią być, kochać ją, całować, trzymać za rękę, zasypiać przy niej i mówić jej "Kocham Cię, Łucja". Niby wszystko jest takie proste, a jednocześnie tak bardzo pogmatwane.
-W sobotę wieczorem widzę Cię w Plazie! Obecność obowiązkowa, bo żegnamy Lu! To będzie "mini impreza"-w powietrzu zakreśliła znak cudzysłowia i szeroko się uśmiechnęła-...przy winie, przekąskach i tym podobne! Musisz być, bo chciałabym aby po za dziewczynami z baru i szefem byli też jej znajomi. Wiesz, że ona nie ma tu wielu osób, więc liczę, że się zjawisz.-brunetka żwawo opowiadała o nadchodzącej sobocie, a Marco tylko przytakiwał. Nie wiedział czy powinien się zgodzić na to wszystko. Z jednej strony chciałby być przy Lu ale może powinien dać jej trochę czasu?
-Nie wiem czy to dobry pomysł żebym był. Lu od kilku dni nie odbiera moich telefonów, nie odpisuje... Generalnie nic się nie odzywa.-blondyn podrapał się po głowie, po czym uniósł ją do góry, spoglądając na rozjaśnione niebo. Pogoda o dziwo była naprawdę dobra. Jak na początek stycznia było przyzwoicie. Śnieg lekko czasem prószył ale świecące słońce zawsze zwracało na siebie większą uwagę. Dziś też tak było. Idealna pogoda na zimowe spacery.
-Ona... Lu jest w rozsypce. Powoli się zbiera. Była teraz pochłonięta zmianą pracy. Wiesz, stresuje się, bo zaczyna pracę w dobrej firmie. Chce wypaść jak najlepiej. Nie miała wiele czasu, a robi wszystko, żeby go nie mieć, bo kiedy jest zajęta to przynajmniej nie myśli o tym wszystkim.-Elena pokiwała głową, co upewniało Marco w słowach koleżanki. W sumie, on pewnie też by wolał robić wszystko, żeby nie pamiętać tak przykrych słów i wydarzeń.
-A jak ona się ma? Martwię się o nią... Tęsknię.-spuścił głowę w dół i nieustannie wpatrywał się w czubki swoich butów. Ona była w trudnej sytuacji ale on też. I potrzebował jej cholernie mocno. Dobrze wiedział, że ona jego też i nie rozumie, czemu go zbywa.
-Szczerze?-blondyn potwierdził jednym ruchem głowy i znów patrzył na zaśnieżony chodnik, którym spacerował z Elsner.-Nie wie co robić. Czuje się winna temu, że rozwaliła waszą długoletnią przyjaźń. Ciągle się obwinia, ale nie ma się jej co dziwić... Marcel dużo jej o Tobie mówił... O tym, że jesteście jak bracia i ma w Tobie ogromne zaufanie. Teraz to wszystko do niej wraca z podwojoną siłą. Nie wiem jak ona przez to przejdzie.-brunetka przełknęła głośno ślinę i powoli idąc po zaśnieżonych uliczkach parku wpatrywała się w jeden martwy punkt. Dobrze znała Łucję i mocno się o nią martwiła. Wiedziała, że ta sytuacja może Polkę najzwyczajniej w świecie przerosnąć.-Boję się, że nie da sobie rady...
-Da radę... Ma Ciebie, a to klucz do sukcesu. Jesteś wspaniałą przyjaciółką, Eleno. Jestem Ci wdzięczny, że o nią się tak troszczysz.-Marco zatrzymał się na moment, więc i Niemka zatrzymała swój chód. Odwróciła się do piłkarza i delikatnie się w jego stronę uśmiechnęła.
-To naturalny odruch w przyjaźni. Jeśli kogoś kochasz to zrobisz dla niego wszystko i poświęcisz nie jedno. A ja chciałabym, aby Łucja znów się uśmiechała. A wiesz kiedy się najpiękniej uśmiecha?-uniosła brwi do góry i schowała ręce w kieszeniach.-Kiedy jest z Tobą.-Marco blado się uśmiechnął, a na jego policzkach pojawiła się lekko różowa barwa, świadcząca o tym, że się zarumienił. No proszę! To już drugi raz kiedy ten twardy Marco Reus się zawstydza!
Elena złapała Marco pod ramię i powędrowali dalej, krótko debatując na bieżącymi problemami Lu. Oboje pragnęli wyciągnąć ją z tego bagna, w którym się znalazła. Chcieli jej szczęścia.
-*-
Siedziała w mieszkaniu na kanapie, w swoich okularach optycznych w czarnej oprawce i powoli sączyła ciepłą herbatę. Do tego czytała jeszcze jakiś niemiecki magazyn modowo-plotkarski. Robiła to co robi od kilku dni każdego wieczoru. To sprawia, że choć na chwilę nie myśli o wydarzeniach sprzed kilku dni. Postanowiła sobie, że zapomni ale to nie takie proste. Dobrze wie, że nie może się nad sobą użalać, bo to może jeszcze bardziej ją zniszczyć. Od czytania wyrwał ją dźwięk dzwonka do drzwi, który rozszedł się po całym mieszkaniu. Odłożyła gazetę na stolik i niemrawo podążyła w kierunku drzwi wejściowych. Nie obchodziło ją nawet to jak wygląda. Po prostu miała gdzieś wszystko co działo się dookoła niej. Chwyciła za klamkę i mocno nią szarpnęła. W drzwiach stał wysoki, jasnowłosy mężczyzna-bardzo dobrze znany dziewczynie. Ubrany jak zwykle ciemne spodnie, szary, jednolity t-shirt i skórzaną kurtkę, a włosy niemal perfekcyjnie ułożone. Pachniał. Pachniał tak bosko, że nawet nie da się tego w pełni opisać. Patrzyła mu w zielone oczy. Och, tak bardzo za nimi tęskni. Chciałaby się teraz rzucić w jego ramiona i poczuć jego obecność. Tak, tego własnie chce. Ale nie mogła tego zrobić. Musiała zachować krztę zdrowego rozsądku.
-Cześć Lu.-uniósł prawą dłoń, którą przeczesał swoje blond włosy i łagodnie spojrzał na dziewczynę. On potrzebował jej, a ona jego.
-Hej Marco...-słysząc jego zatroskany i zmartwiony głos, miała ochotę go przeprosić za wszystko co złego do niego powiedziała w sylwestra.
-Wpuścisz mnie? Pogadamy?-Lu odsunęła się na bok, otwierając szeroko drzwi. Zaprosiła chłopaka gestem ręki, a on przyjmując zaproszenie przekroczył próg mieszkania i od razu pokierował się do salonu Łucji. Kiedy ona stanęła za nim, a on poczuł jej obecność w pomieszczeniu odwrócił się i zaczął.-Przyszedłem, bo teraz przynajmniej nie masz jak mnie spławić.-spojrzał na nią, a jej momentalnie zrobiło się głupio. Boże, czy jej zachowanie było, aż tak dziecinne? Nawet nie zdawała sobie sprawy jaką głupotę robi.
-Byłam zajęta, że tak to powiem.
-Zajęta płakaniem po nocach?-chłopak wskazał palcem na dość sporą kupkę zużytych chusteczek higienicznych, umiejscowionych tuż przy kanapie. Zgasił ją. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Otworzyła usta, chcąc coś z siebie wydusić, ale nie wydobył się z jej wnętrza ani jeden dźwięk.-Lu, nawet nie próbuj wmówić mi, że tak nie jest. Wiem chyba lepiej niż ktokolwiek inny co czujesz.
-Nie wiesz co czuję. Jak możesz wiedzieć? To nie Ciebie wyzwano od dziwki i szmaty, to nie Ty w jednym momencie straciłeś dwie bliskie Ci osoby. Jak możesz....-nie dokończyła, bo Marco wciął się w jej słowo, podchodząc bliżej niej.
-Ja straciłem najlepszego przyjaciela w momencie kiedy przespaliśmy się po raz pierwszy. A po sylwestrze zaczynam też tracić dziewczynę z moich marzeń. Jedyne co nas różni to to, że przy Tobie jest Elena, a przy mnie nie ma nikogo, bo tylko Ty potrafisz sprawić, że znów się uśmiecham i jestem szczęśliwy.-warknął, a ona stała jak słup. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Totalnie zadziwiły ją słowa Marco. Zgłupiała. Ma rację. Ona wcale nie jest pępkiem świata, a zachowuje się jakby właśnie nim była. Znowu działa egoistycznie, nie myśląc choćby o Marco i jego uczuciach. Zbywając go, jeszcze bardziej go raniła.
-Marco, ja...
-Nie, Lu! Przyszedłem tylko żeby powiedzieć Ci, że ja zawszę tu będę. Nawet jak pomyślisz, że to już koniec nas to będę gdzieś z boku, żeby udowodnić Ci, że się mylisz. Nie pozwolę Ci się załamać, choćbym sam miał to zrobić. Zawsze będę gdzieś w pobliżu, czy tego chcesz czy nie.-nachylił się nad nią, by móc spojrzeć w głęboko w jej zdziwione oczy. Miała ochotę je teraz przetrzeć ze zdumienia. Sama nie wierzyła, że to własnie dzieje się naprawdę. Pierwszy raz to on o czymś decyduje, bo wcześniej zazwyczaj to ona podejmowała decyzje dotyczące 'ich'. Reus szybko wyminął Kulmaczewską, zostawiając ją zupełnie osłupioną w salonie. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i przez chwilę dalej tak stała, nie wiedząc co ma zrobić. W pewnym momencie jednak podjęła ryzyko i wybiegła ze swojego mieszkania szybciej niż można to sobie wyobrazić. Pragnęła go dogonić zanim odjedzie. Dynamicznie pokonywała każdy stopień schodów, aż w końcu wybiegła przed swój blok. Rozejrzała się wokół i w końcu dostrzegła w mroku czarną posturę, która oddalała się od niej coraz bardziej.
-MARCO!-krzyknęła, a chłopak zatrzymał się lecz nie odwrócił do dziewczyny.-Mylisz się. To nie Ty będziesz przy mnie, a ja przy Tobie. Będę z Tobą leczyć stratę najlepszego przyjaciela, każdy Twój upadek, sprawię, że pogodzisz się z rodzicami, a ja będę na zawszę Twoja, tak jak tego chcesz. To ja będę tu zawsze, a nie Ty!-pewność siebie przyćmiła każdy jej strach, każdą obawę. Była stanowcza, a każde wypowiedziane słowo było przepełnione asertywnością. To chyba najodważniejsza rzecz jaką zrobiła w swoim życiu. Podjęła się tego wyzwania, które rzucił jej Reus i teraz już nie ma odwrotu.-Będę, bo Cię kurwa kocham. Kocham Cię Marco! Słyszysz mnie?! Kocham Cię Ty głupcu!-blondyn dopiero w tym momencie odwrócił się do Łucji. Przez moment z jego twarzy nie dało się wyczytać zupełnie niczego ale po krótkiej chwili na jego twarzy pojawił się lekko łobuzerski uśmiech. Marco podszedł prędko do Łucji, złapał jej twarz w swoje ręce i pocałował ją tak zachłannie jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Ona oddawała mu wszystkie pocałunki, będąc niesamowicie stęskniona za jego ciałem, dotykiem i całym Marco Reusem.
-To będzie początek końca, Łucja...
-Cześć Lu.-uniósł prawą dłoń, którą przeczesał swoje blond włosy i łagodnie spojrzał na dziewczynę. On potrzebował jej, a ona jego.
-Hej Marco...-słysząc jego zatroskany i zmartwiony głos, miała ochotę go przeprosić za wszystko co złego do niego powiedziała w sylwestra.
-Wpuścisz mnie? Pogadamy?-Lu odsunęła się na bok, otwierając szeroko drzwi. Zaprosiła chłopaka gestem ręki, a on przyjmując zaproszenie przekroczył próg mieszkania i od razu pokierował się do salonu Łucji. Kiedy ona stanęła za nim, a on poczuł jej obecność w pomieszczeniu odwrócił się i zaczął.-Przyszedłem, bo teraz przynajmniej nie masz jak mnie spławić.-spojrzał na nią, a jej momentalnie zrobiło się głupio. Boże, czy jej zachowanie było, aż tak dziecinne? Nawet nie zdawała sobie sprawy jaką głupotę robi.
-Byłam zajęta, że tak to powiem.
-Zajęta płakaniem po nocach?-chłopak wskazał palcem na dość sporą kupkę zużytych chusteczek higienicznych, umiejscowionych tuż przy kanapie. Zgasił ją. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Otworzyła usta, chcąc coś z siebie wydusić, ale nie wydobył się z jej wnętrza ani jeden dźwięk.-Lu, nawet nie próbuj wmówić mi, że tak nie jest. Wiem chyba lepiej niż ktokolwiek inny co czujesz.
-Nie wiesz co czuję. Jak możesz wiedzieć? To nie Ciebie wyzwano od dziwki i szmaty, to nie Ty w jednym momencie straciłeś dwie bliskie Ci osoby. Jak możesz....-nie dokończyła, bo Marco wciął się w jej słowo, podchodząc bliżej niej.
-Ja straciłem najlepszego przyjaciela w momencie kiedy przespaliśmy się po raz pierwszy. A po sylwestrze zaczynam też tracić dziewczynę z moich marzeń. Jedyne co nas różni to to, że przy Tobie jest Elena, a przy mnie nie ma nikogo, bo tylko Ty potrafisz sprawić, że znów się uśmiecham i jestem szczęśliwy.-warknął, a ona stała jak słup. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Totalnie zadziwiły ją słowa Marco. Zgłupiała. Ma rację. Ona wcale nie jest pępkiem świata, a zachowuje się jakby właśnie nim była. Znowu działa egoistycznie, nie myśląc choćby o Marco i jego uczuciach. Zbywając go, jeszcze bardziej go raniła.
-Marco, ja...
-Nie, Lu! Przyszedłem tylko żeby powiedzieć Ci, że ja zawszę tu będę. Nawet jak pomyślisz, że to już koniec nas to będę gdzieś z boku, żeby udowodnić Ci, że się mylisz. Nie pozwolę Ci się załamać, choćbym sam miał to zrobić. Zawsze będę gdzieś w pobliżu, czy tego chcesz czy nie.-nachylił się nad nią, by móc spojrzeć w głęboko w jej zdziwione oczy. Miała ochotę je teraz przetrzeć ze zdumienia. Sama nie wierzyła, że to własnie dzieje się naprawdę. Pierwszy raz to on o czymś decyduje, bo wcześniej zazwyczaj to ona podejmowała decyzje dotyczące 'ich'. Reus szybko wyminął Kulmaczewską, zostawiając ją zupełnie osłupioną w salonie. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami i przez chwilę dalej tak stała, nie wiedząc co ma zrobić. W pewnym momencie jednak podjęła ryzyko i wybiegła ze swojego mieszkania szybciej niż można to sobie wyobrazić. Pragnęła go dogonić zanim odjedzie. Dynamicznie pokonywała każdy stopień schodów, aż w końcu wybiegła przed swój blok. Rozejrzała się wokół i w końcu dostrzegła w mroku czarną posturę, która oddalała się od niej coraz bardziej.
-MARCO!-krzyknęła, a chłopak zatrzymał się lecz nie odwrócił do dziewczyny.-Mylisz się. To nie Ty będziesz przy mnie, a ja przy Tobie. Będę z Tobą leczyć stratę najlepszego przyjaciela, każdy Twój upadek, sprawię, że pogodzisz się z rodzicami, a ja będę na zawszę Twoja, tak jak tego chcesz. To ja będę tu zawsze, a nie Ty!-pewność siebie przyćmiła każdy jej strach, każdą obawę. Była stanowcza, a każde wypowiedziane słowo było przepełnione asertywnością. To chyba najodważniejsza rzecz jaką zrobiła w swoim życiu. Podjęła się tego wyzwania, które rzucił jej Reus i teraz już nie ma odwrotu.-Będę, bo Cię kurwa kocham. Kocham Cię Marco! Słyszysz mnie?! Kocham Cię Ty głupcu!-blondyn dopiero w tym momencie odwrócił się do Łucji. Przez moment z jego twarzy nie dało się wyczytać zupełnie niczego ale po krótkiej chwili na jego twarzy pojawił się lekko łobuzerski uśmiech. Marco podszedł prędko do Łucji, złapał jej twarz w swoje ręce i pocałował ją tak zachłannie jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Ona oddawała mu wszystkie pocałunki, będąc niesamowicie stęskniona za jego ciałem, dotykiem i całym Marco Reusem.
-To będzie początek końca, Łucja...
"You promised forever and a day"
-//-
Kochane, wiem! Klapa, klapa i jeszcze raz klapa. Nie wiem czemu tak wyszło, po prostu usiadłam, zaczęłam pisać i wszystko co wychodziło spod mojej ręki było totalnym dnem. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe, bo nienawidzę tego uczucia.
Chciałabym też poruszyć temat anonimowych komentarzy. Pod poprzednim rozdziałem pojawiło się ich naprawdę sporo, więc prosiłabym aby osoby korzystające z tej funkcji komentowania podpisywały się na koniec. To naprawdę rozwieje sporo moich myśli i trochę uspokoi :)
Buziaki,
xx
♥♥♥
OdpowiedzUsuńWcale nie jest źle, jest bosko, jak zawsze :) cieszę się, że między nimi wszystko już jasne :) mam nadzieje, że uda im się stworzyć zdrowy związek, zapraszam do mnie, nowy rozdział :* http://walcz99.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńzakochałam się w tym opowiadaniu *.* Jest Genialne! Czekam na kolejny rozdział :D // Ania :)
OdpowiedzUsuńTy jestes jakas nie mądra jesli myślisz ze ten rozdział jest porażka:-* ON JEST ŚWIETNY! Śmiało moge powiedzieć ze najlepszy jaki napisałaś:) wstawiłas tu pieknie dialogi, cudowne wydarzenia ;) pokazujesz nam czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość :) za to cie uwielbiam i podziwaiam;) życzę ci weny i cieplutko pozdrawiam;-*
OdpowiedzUsuńKarolina:))
Dno? Klapa? Czy Ty wiesz co piszesz???
OdpowiedzUsuńTen rozdział wcale taki nie jest. Jest pełen emocji i przeżyć, pełen uczuć. Uwielbiam czytać to opowiadanie i zapewniam Cię, że co tydzień czekam niecierpliwie na weekend.
Bałam się czytając, że Lu odrzuci Marco. Z niewiadomego powodu zresztą ponieważ nie jest niczemu winien, a już na pewno nie sam. Oni obydwoje zdecydowali się na romans, więc jeśli już mówić o winie to są obydwoje tak samo odpowiedzialni za to, co się stało. Lu jest w połowie odpowiedzialna za zniszczoną przyjaźń blondyna z Marcelem, a Marco jest w połowie odpowiedzialny za to jaki obraz Łucji ma teraz w głowie Marcel. Lu targają wielkie emocje, jest zła, za to co usłyszała. Ale cóż mógł pomyśleć i powiedzieć chłopak, który przyłapał swoją dziewczynę i najlepszego przyjaciela w intymnej sytuacji? Cóż by powiedziała Lu gdyby była w jego skórze? Czy nie leciałyby różnego rodzaju epitety? trudno wymagać w takiej sytuacji od oszukanej osoby racjonalnego myślenia. W takich chwilach górę biorą emocje.
Elena rozmawiając z blondynem zachowała się jak prawdziwa, najprawdziwsza, wspaniała przyjaciółka. To mi się bardzo podoba. Łucja ma naprawdę szczęście mając tak oddaną przyjaciółkę. A Marco? Chyba był trochę zagubiony. Ostatnia scena i słowa Łucji, kiedy za nim wybiegła- dla mnie mistrzostwo świata. Obrazują jak jest zdesperowana, by go zatrzymać, jak bardzo chce z nim być, jak go kocha . Czyż miłość nie jest piękna? Może czasem powinna być łatwiejsza, prowadzić po prostych drogach, a może właśnie te kręte drogi, po których do niej dochodzimy robią ją ciekawszą, może wtedy bardziej umiemy ją docenić, bardziej o nią dbamy, pielęgnujemy... Uwielbiam Lu i Marco, po prostu ich uwielbiam :) Czekam niecierpliwie na przyszły weekend :)
Jak możesz myśleć, że ten rozdział to klapa ?! On jest fenomenalny, zresztą jak każdy. Uwielbiam tego bloga !!! <3 Dobrze, że Łucja ma taką przyjaciółkę jak Elena, która jej pomaga, wspiera i po prostu jest. :) Już się bałam, że Lu nadal będzie odtrącać od siebie Marco, ale na szczęście tak nie było. To co sobie powiedzieli było cudowne. Widać, że się kochają i że nie był to zwykły romans, tylko miłość. Mam nadzieję, że będą teraz ze sobą na dobre i na złe. Że po prostu będą przy sobie jak będą siebie potrzebować. Czekam z niecierpliwością na następny tak wspaniały rozdział. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOliwia ;)
Prawie się popłakałam :') Jaka klapa ten rozdział jeest niesamowity ♥ Marco i Lu znów razem :* pozdrawiam :) Gabi
OdpowiedzUsuńO mamusiu jaka jestem roztargniona. Jak mogłam nie skomentować od razu po przeczytaniu ? Wybacz to na prawdę mój głupi błąd. Mam nadzieje, że nie pomyślałaś, że nie czytam już ? Chyba musiałabym oszaleć.
OdpowiedzUsuńCzytałam i prawię przez cały czas, dobra przez cały serce waliło mi jak oszalałe. A ta końcówka ... dobra zaraz do tego jeszcze dojdę. Cóż zacznijmy od tego, że bardzo dobrze rozumiem Lu. Nie dziwie się, że się nie odzywała do Marco. Chciała to przemyśleć, bała się, przeżywała, miała ogromne wyrzuty sumienia. No, ale kto by nie miał ? Ona nie należy do osób po których to by spłynęło jak po kaczce. Tylko szkoda mi tego, że nie powiedziała Marco, że potrzebuje czasu. On również bardzo to przeżywał, chciał się z nią jakoś skontaktować.
Chwała Bogu, że Elena była przy niej. Pojechała do niej mimo tego, że chciała tego sylwestra spędzić z Mario. To się nazywa przyjaźń! Może jakby Marco pojechał to skończyłoby się gorzej ? Wyrzuciłaby go i to byłby koniec chwilowy. A tak dali sobie chwile oddechu, czasu na przemyślenia. Fajnie, że Elena spotkała się z Marco, na pewno dodało mu to trochę otuchy. Co jak co dzięki przyjaciółce swojej ukochanej dowiedział się co słychać u Łucji. Bardzo dobrze, że Marco do niej poszedł ! Chociaż ich rozmowa na początku nie za bardzo mi się podobała. On chciał jej pokazać, że mu zależy, a ona trzymała go na dystans. Z drugiej strony to co powiedział Marcel bardzo ją zraniło, zachował się skandalicznie, więc dziewczyna ma prawo do przeżywania tego bardzo. Niezmiernie się cieszę, że zrozumiała swój błąd i wybiegła za nim. Nie poddała się jak on nie chciał się odwrócić. Wyznała mu prawdę na ulicy, powiedziała mu jak bardzo jej na nim zależy. Powiedziała tak piękne słowa, że prawie się popłakałam. To jest miłość, której nie doświadczyła wcześniej z Marcelem. Od teraz mam nadzieje już na zawsze będą szczęśliwi (chociaż na pewno zrobisz kilka kryzysów), będą się wspierać, kłócić, kochać, robić wiele rzeczy razem. Nie będą musieli się ukrywać, udawać, bać. Teraz już tylko szczęście. No i mam ogromną nadzieje, że Elena i Mario również będą razem i będą ze sobą szczęśliwi. To będzie takie słodkie *_* Znowu się tak strasznie rozpisałam ? xd hahaha :D sorki :*
A i wiesz co ? Powinnam się na Ciebie obrazić, że uważasz ten rozdział za klapę. Bo ten i każdy inny rozdział, który Ty piszesz jej boski, cudowny, idealny, zajebisty, genialny. Masz ogromny talent, dzielisz się nim z nami. Perfekcyjnie Ci to wychodzi. Twoje dzieło jest tym co kocham <3 Mogłabym czytać i czytać i jeszcze raz czytać i mi się nie znudzi ! Po przeczytaniu, każdego rozdziału z różnymi (dobrymi) uczuciami czekam, aż pojawi się kolejny. A potem znowu nie mogę się doczekać. I tak jest za każdym razem ! Czuję się jak dziecko przed Bożym Narodzeniem czy urodzinami, które czeka na prezenty. No i jeszcze nigdy się nie zawiodłam !
Wybacz mi, że tak się rozpisuje, mam nadzieje, że się nie obrazisz, chociaż kiedyś mówiłaś, że to lubisz :* Dobrze już kończę <3 Do zobaczenia przy następnym rozdziale <3
CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ <3
Buziaki :*
Jaka klapa! Jestem tak rozemocjonowana, że nie wiem co powiedziec.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, ja wiedziałm że Lu czuje coś do Marco!
Przeciez nie zdradzałaby Marcela gdyby tak naprawde Go kochała!
Ok, może zraniła Go ale to miłość. Stan nie do ogarnięcia!
I Reus!!!!! Słoddddki!
Tak sie cieszę, że do Niej przyszedł i wytłumaczył wszystko.
Na szczęście wzięła sprawy w swoje ręce i wszystko się dobrze skończyło.
Mam taką przeogromną nadzieję, że teraz już będą razem. Tak na dobre i na złe.
Czekam na nn
i zapraszam do siebie: http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
Jak możesz pisać klapa ?? Jestem tak podniecona, że szkoda mi słów. To jak się rozumieją, jak się pragną, jak chcą być razem. To wszystko jest niesamowite każdym calu, w każdym, i nie powiem, ale wzruszyłam się. Gdy Lu wybiegła za Reus'em myślałam że z podniecenia, rozwalę swój telefon. Powiem ci że jestem taka szczęśliwa, podniecona i tak dalej. <3 KOCHAM I CIEBIE I TEGO BLOGA <3 Z niecierpliwością czekam na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM I CAŁUJE <3
Nadrobiłam rozdziały bo jak zwykle przegapiłam wczesniejsze:(
OdpowiedzUsuńAle już już poprawiam sie:)
Czy Ty wiesz, że w tym momencie spełniłaś moje marzenia>!
Śmiałam sie i ryczałam jak głupia czytając to.
Może i jestem nienormalna ale uwielbiam ten stan.
Dziekuję!!!!!!! ♥
Nie jestem w stanie nic napisać mądrego taka jestem wzruszona!
Czekam na nn i zapraszam do siebie: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/
Zagladam i czekam niecierpliwie :-) zapraszam do mnie ;-)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział!♥ przepraszam za zerowa obecność w komentowaniu! Przeczytałam całego bloga i jestem mega szczęśliwa ze tak to się kończy (?) Nie wiem jak to ująć. Ale chodzi mi o związek Łucji i Marcela! Jak sie zorientowalam ze sa razem miałam ochotę krzyczeć 'Nie! Nie! Nie! Wy nie pasujecie do siebie! Lu Ty masz być z Marco!' Wiec kiedy zaczęli swój gorący romans w Marsylii byłam taka szczęśliwa! Jak byli ze sobą i wyznali sobie milosc! O matko! Uśmiech nie schodził mi z twarzy! Szkoda mi Lu. Naprawdę.. Marcel jest. Eh. Okropny to malo powiedziane! A Marco. Mmmm! Cudowny! Zakochałam się w nim w tym opowiadaniu! (W samym opowiadaniu zresztą też.) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Pisz szybciutko. ♥ Dużo dużo weny! ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥
+ zapraszam na nowy rozdział do siebie! ♡ http://you-cant-give--up.blogspot.com :)