Rozdział chciałabym zadedykować mojemu Marudnemu Elfowi. Dziękuję, mam nadzieje, że będziesz wiedziała za co:) ♥
Jego oczy powoli się otworzyły. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie był u siebie. Dobrze wiedział gdzie jest, choć nie do końca przypominał sobie jak się tu znalazł. Począł wracać pamięcią do wczorajszego wieczora. Ach, no tak. Był u Lu. Uśmiechnął się szeroko na samo przypomnienie sobie o tym co wczoraj ta nadzwyczajna dziewczyna mu powiedziała. 'Nadzwyczajna'? Dla reszty społeczeństwa nie, dla niego zaś tak. Była wszystkim co posiadał i stracił. Od nocy 23-ego maja, kiedy jego rodzice okazali się tak naprawdę wcale nie być jego biologicznymi rodzicami wszystko straciło sens. Był z nimi niesamowicie związany. Z nimi i z 'siostrami', dlatego nie potrafił wybaczyć im tego, że zataili i ukrywali przez tyle lat prawdę na jego temat. Tamtego dnia stracił rodziców, siebie, zgubił drogę. Nikt nie potrafił go wyciągnąć z tego bagna. Pił, balował, wydawał masę pieniędzy w klubach, znajdował sobie łatwe dziewczyny, które prześpią się z nim jednorazowo. Staczał się. Jego wizerunek piłkarza zaczął podupadać. Był autorytetem dla tylu młodych dzieci i dobrze zdawał sobie sprawę, że ich zawiódł. Ale nie potrafił inaczej sobie radzić z całą tą ciężką sytuacją. Nawet Goetze nie był w stanie mu pomóc. I wtedy pojawiła się ona. Blondynka z baru, nieznajoma 'kelnereczka', u której kupił whiskey i zamierzał znów upić się w biały dzień. Taka zwykła, a stracił dla niej głowę. Myślał o niej każdego kolejnego dnia, każdej kolejnej nocy, zastanawiając się w jaki sposób może ją poderwać, żeby ona nie odrzuciła jego względów. Od razu wiedział, że ona nie poleci na jakiś tani, perfidny tekścik. Wiedział, że będzie się musiał o nią nieźle postarać. I udało mu się nawet ją wyciągnąć na kręgle ze znajomymi, którzy poznali dziewczynę, która zupełnie nieświadomie zaczęła ratować życie młodego Niemca. I wtedy zrobił za dużo, myśląc, że stracił ją na zawsze. Ale nie było nic gorszego od momentu kiedy zobaczył ją ze swoim najlepszym przyjacielem, całującą się, cieszącą, żyjącą pełnią życia. To Fornella wybrała, a to on chciał pokazywać jej jak bardzo można czerpać z życia. Skrycie kochał ją niemiłosiernie mocno. Cierpiał cicho nawet wtedy kiedy tej nocy w Marsylii się ze sobą przespali. Cierpiał, nawet wtedy kiedy tkwili w tym toksycznym romansie. Ale równocześnie cieszył się, że przynajmniej na tyle mu pozwala. A potem z dnia na dzień i ona zaczynała czuć do niego coś więcej, widział to. Widział doskonale jak dziewczyna jego przyjaciela zakochiwała się w nim coraz bardziej. I potem, ta feralna, sylwestrowa noc, której Marcel dowiedział się wszystkiego. Noc, w której stracił przyjaciela z dzieciństwa i bał się, że straci i dziewczynę, która znaczyła dla niego wszystko. A dziś? Dziś właśnie ta najzwyklejsza, drobniutka blondyneczka śpi na jego torsie, wtulona w jego silne ramiona. Spojrzał na nią. "Jak Ty zdołałaś mnie uratować przed tym wszystkim?"-zadał sobie to pytanie w głowie, odgarniając kosmyk włosów dziewczyny, opadający na jej nos i policzek. Pogładził ją delikatnie, nie spuszczając z niej wzroku. Była taka piękna. Taka dobra, wbrew pozorom. Poświęciłby dla niej wszystko, zrobiłby nie jedno, a gdyby poprosiła go o gwiazdkę z nieba, to poleciałby po nią, tylko po to, żeby zobaczyć uśmiech na jej twarzy. Nie wyobrażał sobie w tym momencie, co by było gdyby teraz miało jej zabraknąć.
-Gapisz się.-usłyszał jej spokojny głos, a ona westchnęła głośno, nie otwierając nawet oczu.
-Wpatruję się.-poprawił ją, delikatnie unosząc kąciki ust do góry.
-To okropne.-jej powieki uniosły się, a z ust wydobył cichy chichot.
-Romantyczne...-poruszył brwiami, na co ona cichutko się zaśmiała. Marco przybliżył się do niej i pocałował w czubek głowy, po czym zaczął gładzić dłonią jej aksamitnie miękkie blond włosy. Lu przekręciła swoje ciało prostopadle do piłkarza, a głowę ponownie ułożyła na jego klatce piersiowej. Odgarnęła włosy, które teraz swobodnie spoczywały na brzuchu i torsie blondyna. Westchnęła, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Złapała rękę Reusa, którą przysunęła do siebie, uniosła do góry, lekko musnęła i położyła sobie na brzuchu. Patrzył na nią zainteresowany wszystkim co robi, każdym jej ruchem. Chciała wyglądać na zrelaksowaną, ale o czymś ewidentnie rozmyślała.
-Przepraszam Marco.-wyszeptała tak cicho, że blondyn ledwo mógł ją dosłyszeć. Zmarszczył brwi, próbując zrozumieć o czym mówi. Widząc jego zakłopotany wyraz twarzy kontynuowała.-Przepraszam, że straciłeś przeze mnie przyjaciela.-nie chciała patrzeć mu w oczy, więc wzrok utkwiła na swoim brzuchu, zapominając, że jego ręka delikatnie gładzi jej miękką skórkę. Było jej wstyd.
-Lu, spójrz na mnie.-odpowiedział, widząc, jak Polka unika kontaktu wzrokowego z blondynem. Dlatego też chwycił jej twarz w swoją dłoń, którą zabrał z jej podbrzusza i pociągnął leciutko do tyłu, sprawiając, że dziewczyna patrzyła centralnie w jego oczy.-Kocham Cię.-nie tego się spodziewała, choć te dwa słowa, sprawiły, że poczuła się nieziemsko dobrze. Chłopak przyciągnął jej twarz do siebie i złożył na bladoróżowych ustach Łucji ciepły, czuły pocałunek, który ona chcąc nie chcąc odwzajemniła.
Leżeli jeszcze tak dobrych kilka chwil, może nawet kilkanaście, albo kilkadziesiąt minut. Żadne z nich nie pilnowało czasu. Nie chciało o nim myśleć. Bo tak naprawdę, po co jest nam czas? Czemu to on zawsze jest naszym 'panem'? Czemu za nim pędzimy? Czemu pragniemy ze wszystkim zdążyć i się do niego dostosować? Co by było gdybyśmy zapomnieli, że czas istnieje? Moglibyśmy poczuć się swobodnie, błogo, odczuć i posmakować smak wolności i chęci do życia. Czemu więc zadręczamy się czasem? Najłatwiej byłoby go zdewastować, ale dobrze wiemy, że to niewykonalne. Ale, czy nie moglibyśmy zapomnieć o czasie w swojej głowie? Choć na chwilę. Oczywiście, że tak. Kiedy tylko mamy przy sobie osobę, którą kochamy jesteśmy wstanie zapomnieć o wszystkim co jest i dzieje się wokół nas. Tak było i z nimi. Tracili wszystko dookoła siebie, kiedy byli w pobliżu. Nie liczyło się nic. Każde z nich czuło się niesamowicie.
Jedli właśnie śniadanie, które sami przygotowali. Co prawda, były to zwykłe płatki na mleku, ale Marco był w stanie zjeść chyba wszystko co przygotowałaby dla niego Łucja. Był w niej zakochany po uszy.
-Kiedy wznawiacie treningi?-spytała, wpatrując się w Marco, którego buzia była naładowana czekoladowymi płatkami śniadaniowymi, a mleko leciutko mu się wylewało z ust. Zaśmiała się widząc jego twarz, na co on też zareagował śmiechem.
-Tak wiem, wyglądam jakby nikt mnie nie karmił od lat!-zaśmiał się, próbując uporać się ze śniadaniem, przeżuwając dzielnie wszystko co nabrał do ust.-A wracając do Twojego pytania to zaczynamy za trzy dni. Na samą myśl ponownej konfrontacji z Kloppem, bolą mnie mięśnie i stawy!-oboje zaśmiali się w odpowiedzi na żart Marco.-A Ty kiedy dokładnie zaczynasz nową pracę?
-Och, miałam nadzieję, że nie zadasz tego pytania. Jutro. Strasznie się stresuję przez to.-blondynka przewróciła oczami, odstawiając przy tym opróżnioną miskę o kilka centymetrów. Marco wstał ze swojego miejsca i podszedł do Lu. Położył swoje dłonie na jej karku i zaczął go delikatnie masować. Sprawiał jej ogromną przyjemność, więc dziewczyna odchyliła głowę, dając mu więcej 'pola popisu'. Jezu, jego dłonie były takie cudowne! Dotykał i masował ją niesamowicie subtelnie, a jednocześnie tak intensywnie. Nie potrafiła normalnie przy nim myśleć. Oparła głowę o jego nagi tors, a on nachylił się nad nią i delikatnie musnął jej szyję. Zaczął tworzyć linię od ucha do kącika ust i powtarzał tą czynność kilkakrotnie. Słodka udręka. Uniosła rękę do góry i zarzuciła ją na jego kark, przyciągając go jeszcze bliżej. Ciągle całował jej obojczyki i ramiona i gotów był ściągnąć już z niej ten szary t-shirt, tak dobrze mu znany, bo w końcu należy do niego, ale ona zatrzymała jego rękę.-Lepiej nie Marco, dobrze wiemy jak to się skończy.-uniosła głowę do góry, chcąc na niego spojrzeć, ale zamiast tego Reus złapał za oparcie krzesła i przekręcił je w swoją stronę, tak, że patrzył na nią z góry, a ona nie miała jak wstać, gdyż jego ciało było (ZBYT!!) blisko niej, a ręce oparte o blat kuchenny stojący za Lu, dodatkowo uniemożliwiał jej 'ucieczkę'.
-Racja, dobrze wiemy jak to się skończy. A ja właśnie chcę żeby tak to się skończyło więc...-nie dokończył tylko wpił się w jej usta, widząc, że dziewczyna chce kategorycznie zaprzeczyć i mu odmówić. Oddała pocałunek, co dało mu zielone światełko do dalszych działań, więc po prostu złapał za jej pośladki, podniósł z krzesełka i miał zamiar pokierować się do sypialni.
-Czekaj!-zatrzymała go, odsuwając swoją twarz od jego.-Nigdy nie robiłam tego w kuchni...-odparła śmiało, uśmiechając się do niego, na co on zareagował po prostu tym swoim podniecającym wzorkiem, a w oczach pojawiły się dwa duże płomienie ognia. Och, tak! Marco Reus w swoim żywiole!
-Nie poznaję Cię, Łucjo Kulmaczewska!-zaśmiał się.
-Sam mówiłeś, że należy poszerzać horyzonty...-nic już jej nie odpowiedział. Dobrze wiedział do czego należało przejść. Nie ważne, że kochali się minionej nocy. On cały czas pożądał jej tak samo silnie.
Niepewnym krokiem przekroczyła próg dortmundzkiego wieżowca, w którym znajdowała się firma, w której miała rozpocząć dziś swoją pracę. Wszystko wyglądało na takie porządne. Sam budynek mieścił się w południowej części Dortmundu, skąd jak się okazało było naprawdę blisko na Signal Iduna Park. Jego ściany były całkowicie oszklone, co wywierało na przechodnim ogromne, pozytywne wrażenie. Po wejściu na parter od razu zawiało nutą elegancji. Wszystkie meble, w tym wielki blat sekretarki, na którym widniał napis: "Berthold Baumann Company", wykonane były z drogiego, ciemnego drewna. Lu podeszła do recepcji, w której zasiadała blondynka o jasnej cerze i włosach spiętych w niskiego koka. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na sympatyczną. Zmiażdżyła Łucję wzrokiem i gburowato się do niej odnosiła, jednak w finale pokierowała ją na ostatnie, jedenaste piętro, gdzie znajdowało się biuro nowego szefa Polki. Kulmaczewska pokierowała się w stronę windy, wcisnęła odpowiedni przycisk i po kilkusekundowej przejażdżce wysiadła na ostatnim piętrze. Ruszyła wzdłuż korytarzu, gdzie na samym końcu siedziała kolejna sekretarka, która zapewne pilnowała kto odwiedza właściciela firmy. Lu posłała jej wdzięczne spojrzenie, kiedy ta pokierowała ją bezpośrednio do biura Baumann'a. Cichutko zapukała do wielkich, ciemnych drzwi oddzielających ją od nowego pracodawcy. Usłyszała donośne 'proszę' w niemieckiej wersji i wkroczyła do pomieszczenia. Od razu uśmiechem przywitał ją starszy mężczyzna, koło pięćdziesiątki. Ubrany był w czarny, pewnie szyty na miarę garnitur. Jak na swój wiek trzymał się dość nieźle. Spod czarnych włosów wyrastały gdzieniegdzie siwe, a okulary optyczne dodawały mu jedynie powagi. Na pierwszy rzut oka widać było, że należy on do elity dortmundzkiego szefostwa. Z tego co Lu dowiedziała się od rodziców i z internetu to jego firma cieszy się naprawdę dobrymi osiągnięciami.
-Łucja Kulmaczewska!-natrudził się trochę z wymową jej imienia, ale nie stracił swojego entuzjazmu.-Nawet nie wiesz ile trenowałem, żeby to wymówić, a dalej niesamowicie kaleczę Twoją godność. Ja nie wiem, Darek i Diana chyba byli w szoku poporodowym, nadając Ci takie trudne, choć bardzo ładne imię.-Lu uśmiechnęła się w jego stronę, a on zacisnął dłonie. Chyba był w dobrym humorze.-No nie ważne, siadaj!-zaprosił ją do swojego ogromnego biurka. Lu zasiadła w czarnym, skórzanym fotelu i skupiła się na sylwetce Baumann'a.-Ależ wyrosłaś! Pamiętam Cię jak byłaś taka mała, chyba trzy latka wtedy miałaś! A ostatni raz to widziałem Cię chyba na wakacjach kiedy chodziłaś jeszcze do podstawówki. Jak ten czas szybko leci!-pokręcił z niedowierzaniem głową, a ona cały czas wpatrywała się w niego. Wydawał się sympatyczny i zakręcony! Nie dziwić się teraz czemu tu tyle sekretarek.-W każdym razie, jak Ci się tu podoba?
-Bardzo ładne, nowoczesne wnętrza...
-Och, nie mówię o tej kupie szkła, w której się znajdujemy! Jak Ci się podoba w Dortmundzie? Rodzice mówili, że przeprowadziłaś się już jakieś pół roku temu.-Dowcipność jest chyba jego kolejnym atutem. Lu posłała mu ciepły uśmiech, a on go odwzajemnił. Właściwie to on cały czas się szeroko uśmiechał.
-W Dortmundzie? Bardzo! Sympatyczni ludzie, dobre zarobki, piękne okolice, no i ten klub! Wow! Co innego mogę powiedzieć?-jej kąciki uniosły się do góry i wygięły w szczerym uśmiechu. Mimo, że atmosfera była naprawdę przyjemna to Lu jeszcze nie do końca się rozluźniła.
-W takim razie bardzo się cieszę! Cieszę się też, że będę mógł Cię mieć pod swoimi skrzydłami.-przeczesał ręką swoje ciemno-siwe włosy i upił łyk wody.-Nie będę ukrywał Łucja, że trochę się tu napracujesz, gdyż będziesz odpowiadała za dział finansów. Moja firma zajmuje się dostarczaniem różnym sprzętów i gadżetów elektronicznych do wschodniej Europy i części Azji. Będziesz mi potrzebna podczas różnych konferencji. Generalnie zajmiesz się wyliczeniem wszystkich kosztów, rozliczeniem wydatków i zysków, a no i również w dużej mierze przyczyniać się będziesz do wyboru odpowiedniego kredytu, o ile taki będzie potrzebny. Nie lada zadanie, wiem. Ale wiem też, że sobie poradzisz.-posłał jej uśmiech, który miał ją lekko podbudować na duchu i dodać otuchy. Trochę się przeraziła, że będzie odpowiedzialna za tyle rzeczy, ale wiedziała też, że sobie poradzi. Przecież to wszystko miała na studiach, które ukończyła z wyróżnieniem.-Chciałbym, abyś zaczęła już dzisiaj! Chodź, pokażę Ci Twoje nowe królestwo!-klasnął w dłonie i poderwał się z obrotowego fotela, a Polka zaraz za nim. Wyszli z biura, kierując się bezpośrednio do windy, która zjechała z nimi na dziewiąte piętro. Szli wzdłuż korytarza, po którym pałętało się naprawdę sporo osób. Doszli do połowy, gdzie znajdowały się te same ciemne drzwi, które znajdowały się na ostatnim piętrze, tyle, że w mniejszej wersji. Baumann wyjął z kieszeni jakiś identyfikator, który przyłożył do nowoczesnego zamka w drzwiach, a te momentalnie się otworzyły. Położył rękę na klamce, którą po chwili pociągnął. Gestem dłoni zaprosił do środka wciąż lekko oszołomioną Łucję. Weszła pierwsza rozglądając się po pokoju. Pomieszczenie było średniej wielkości. W rogu po lewej stało urządzenie z pitną wodą, a na przeciwko tego usytuowane było wielkie narożne biurko, wykonane tak jak reszta mebli z mahoniowego drewna. Na całej długości ściany, po jej prawej stał rządek jakiś szafek, jak podejrzewała-wypełnionych po brzegi dokumentami firmy. Naprzeciwko wejścia zaś, całą zachodnią ścianę zajmowały szyby. Widok był niesamowity. Pierwsze co zrobiła po przekroczeniu progu, było właśnie podejście do okien. Wzrok utkwiła w pięknej panoramie Dortmundu.
-Wspomniałaś o tutejszym klubie. Spójrz tam.-wyciągnął rękę wskazując palcem na wielkie prostokątne 'pudło', stojące jakiś niecały kilometr stąd.-Dawny Westfalenstadion, w moim mniemaniu, najładniejszy stadion w Europie.-uśmiechnął się, kładąc obie ręce na biodra. Lu od razu pomyślała o Marco. Będzie trenował tak blisko niej! Lepiej być chyba nie mogło!
-Mam chyba najlepszy widok!-stwierdziła odwracając się tyłem do okien. Raz jeszcze zilustrowała całe biuro, w którym miała od dziś zacząć pracę.
-Zgadza się!-pokiwał potwierdzająco głową. Kulmaczewska postawiła swoją czarną torebkę na biurku, a płaszcz, który trzymała w ręce powiesiła na wieszaku przy drzwiach.-Będziesz musiała odebrać swój identyfikator w recepcji na dole. To on otwiera drzwi do gabinetu, no i jest potwierdzeniem tego, że tu pracujesz. Ja osobiście nazywam go symbolem nietykalności.-zaśmiał się cicho.
-Oryginalnie.-skwitowała.
-Rozgość się tutaj. Od dziś to Twoje nowe miejsce pracy. Mam nadzieje, że będzie Ci się tu dobrze pracowało! Na początek chciałbym, abyś po prostu zapoznała się z kilkoma ważnymi aktami, które znajdziesz w tych szafkach.-wskazał palcem na cały rządek, niewysokich komód.-Nie będzie tak źle, uwierz mi!-zaśmiał się.-A! Zapomniałbym o istotnej sprawie! Pracujesz pięć dni w tygodniu, zaczynając o dziewiątej i kończąc o piętnastej. Weekend masz wolny, chyba, że będzie jakieś ważne zebranie i będziesz na nim potrzebna. Musisz też mieć na uwadze, że mogą zdarzyć się jakieś wyjazdy służbowe. Chyba rozumiesz.-ręką przejechał po swoim kilkudniowym zaroście i skupił się na Łucji.-To chyba na tyle... A! Jeszcze jedno! Wpadnij dziś po pracy jeszcze do mnie podpisać umowę. Muszę poprosić Lisę, żeby mi ją wydrukowała i przygotowała na piętnastą. Identyfikator odbierz w recepcji na dole. Miłej pracy!-rzucił, wychodząc z pomieszczenia i szczelnie zamykając drzwi. Blondynka cichutko pisnęła i skocznym krokiem podeszła do skórzanego fotela, na którego rzuciła się i kilka razy okręciła. Była w cudownym nastroju. W końcu otrzymała pracę swoich marzeń.
Wyszła z budynku, kierując się bezpośrednio na parking, skąd zamierzała zamówić taksówkę. Chyba czas pomyśleć o jakimś autku, w końcu pracuje w renomowanej firmie. Spojrzała w górę. Niebo było ładne. Słońce świeciło, a temperatura utrzymywała się coś w granicach -6-ciu stopni Celsjusza. Dortmund choć lekko ośnieżony, wciąż był bardzo urokliwy. Szła przed siebie, kiedy nagle poczuła jak ktoś łapię ją od tyłu i zakrywa oczy ciepłą dłonią. Na początku się wystraszyła, ale kiedy usłyszała szept: "Zgadnij kto to" od razu się uśmiechnęła.
-Marco.-złapała za dłoń, opierającą się o jej nos. Obrócił ją jednym ruchem ręki i czule przywarł do jej ust. Zarzuciła ręce na jego kark, po czym odsunęła się nieznacznie.
-Jak się miewa moja blondyneczka, po pierwszym dniu w pracy?-uśmiechnął się w jej stronę szeroko, a ona odwzajemniła ten gest.
-Bardzo dobrze! Szef wydaje się bardzo sympatyczny, mam cudowne, WŁASNE-położyła duży nacisk na to słowo-...biuro i najlepszy widok z okna.-poruszyła jednoznacznie brwiami, co wprawiło Reus'a w stan myślenia.
-Najlepszy to nie, bo najlepszy byłby gdybym ja był za Twoim oknem.-odbił piłeczkę, na co ona zareagowała cichym śmiechem. Humor mu dopisywał, było to widać.
-No tak, masz rację.-zachichotała.
-No, a tak naprawdę, to co to za widok?
-Na Signal Iduna Park.-nie odpowiedział przez chwilę nic, tylko znów ją pocałował, a kąciki jego ust powędrowały do góry. Był szczęśliwy i nie wywnioskowała tego z jego uśmiechu, a z jego oczu. W nich znowu były te iskierki, szczęście... Uśmiechał się oczami, a ona podzielała jego radość.
-Chodź do auta.-pociągnął ją za sobą, kierując się do czarnego, sportowego audi. W myślach Łucja znów zastanawiała się ile jeszcze różnych samochodów posiada Reus. Niby łączy ich taka relacja, a nie wie o nim tak istotnej rzeczy. Otworzył jej drzwi, pomógł wsiąść i dopiero po tym sam zajął miejsce za kierownicą.-Jutro wpadnę po 8 i Cię zawiozę, a potem i odbiorę.-odezwał się, wyjeżdżając z parkingu.
-Nie wierzę, Marco Reus obudzi się tak wcześnie rano?-zakryła ręką usta, demonstrując sarkastyczne zdziwienie.
-Dla Ciebie to bym i o 4 rano przyjechał.-przeniósł na nią swoje spojrzenie, na co ona szczerze się uśmiechnęła, ciągle na niego patrząc. Kochała ten wzrok. Taki szczęśliwy. Kto by jeszcze rok temu pomyślał, że tego faceta da się uratować? Tyle ludzi próbowało, a udało się tylko jej. Zjawiła się w jego życiu tak nagle, a ile dobrego do niego wniosła. Pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, ile ludzi jest jej za to wdzięcznym. Uratowała Marco Reusa. Uratowała go przed samym sobą. Ale to nie tak, że tylko ona go zmieniła. On też sprawił, że Lu jest inna. Dużo się uśmiecha, śmieje, jest radosna i myśli pozytywnie. Marco ją zaskakuje, sprawia, że jej życie jest niezwykłe. Na tamtą chwilę Dortmund był najlepszym wyborem jej życia.
"Love is passion... Obsession..."
-//-
Jestem! Z lekkim opóźnieniem, ale jestem i powiem szczerze, że w końcu napisałam coś co nawet mi się podoba. :) Rozdział 19 pisałam w okropnych męczarniach, do wczoraj. Jak usiadłam wczorajszego wieczora i zaczęłam pisać to samo jakoś poszło. Mogę podziękować jednej osobie, dzięki której powstał ten rozdział :)
Kochane, w niedziele nie dodałam rozdziału, gdyż była u nas rodzina spod Dortmundu, mieliśmy grilla. Ostatnio też mam problemy z moimi kolanami. Są dni, gdzie nie mogę chodzić i po prostu się przewracam, a wejście po schodach jest dla mnie codzienną męczarnią. Niestety. Już widzę mój pobyt we Freiburgu i Francji za kilka dni-cały czas stabilizator na nodze.
No właśnie. Wyjeżdżam w sobotę, wiec nie wiem dokładnie kiedy pojawi się coś nowego. Liczę, że napiszę coś w drodze, może jak znajdę chwilę czasu to opublikuję. I to samo z komentowaniem. Wiem, że ostatnio u mnie z nim ciężko, ale błagam, nie obraźcie się! Cały czas czytam wasze opowiadania, po prostu brak mi sił i czasu na pozostawienie po sobie śladu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Dobra, kończę już i do zobaczenia następnym razem!
PS. Jeśli gdzieś również wyjeżdżacie to życzę udanego wypoczynku! :*
xx, Ell
♥♥♥ PS wzajemnie oraz powrotu do zdrowia! Stabilizator jest tragiczny, pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńteż bym chciała takie biuro *.* z takim widokiem... cudowny rozdział, ta para jest wręcz idealna :) życzę powrotu do zdrówka abyś w pełni mogła cieszyć się wakacjami, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCudowny ♥. Nadrobiłam poprzedni rozdział i wzruszyłam się. Piszesz wszystko tak przejrzyście i dokładnie. Cieszę się,że mogę czytać twoją twórczość. Udanych wakacji! ; * Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJaki niesamowity rozdział !♥·♥ Czekam na kolejny :) Zdrowia życzę :* Pozdrawiam :3 Gabi
OdpowiedzUsuńPo prostu cudo !!! *-* Warto było dłużej czekać.Piszesz naprawdę wspaniale. Ale Łucja ma fajną pracę. I jakie piękne widoki. :) Ale się cieszę, że Lu i Marco są parą. Idealni. No i dobrze, że nie muszą się już przed nikim ukrywać. Mam nadzieję, że będą zawsze ze sobą tacy szczęśliwi. Takie słodziaki kochane. ♥ Czekam z niecierpliwością na następny.
OdpowiedzUsuńPS. Ja też życzę Ci udanych wakacji i oczywiście szybkiego powrotu do zdrowia. Oby się wszystko ułożyło. Pozdrawiam :*
Oliwia ;)
Jakie to słooooodkie!
OdpowiedzUsuńCieszę sie, ze w końcu moga być razem!
I naprawdę są szczęślwii. A dla Reusa nie ma nic ważniejszego niż szczęście Lu:)
Zaryzykował swoja najlepszą przyjaźń przecież. Zboczeniec jeden:D
Czekam na nn
Miłego wyjazdu:*
http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/
Kochanie Ty moje ! Pozwól, że zacznę od tego, że przepraszam. Wiem, że minęło trochę czasu od kiedy dodałaś ten rozdział, ale strasznie dużo się działo, wakacje, mało czasu i jakos nie dałam rady wcześniej. Teraz leżę sobie spokojnie w cudownym dwuosobowym łóżku mojego chłopaka, założyłam słuchawki i piszę dla Ciebie komentarz.
OdpowiedzUsuńCzytałam 19 rozdział na iPhonie podczas zakupów, na chwile się wyłączyłam, dlatego moi znajomi byli bardzo zdziwieni co ja robię. Jak to możliwe, że ja zakupoholiczka ich nie słucham, nie oglądam wystaw tylko od kilku minut siedzę na ławce i z prawie otwartą buzią czytam Twój FANTASTYCZNY rozdział. No, ale co ja na to poradzę ? Tak już mam jak czytam Twoje rozdziały, Twojego bloga ! <3
Ten rozdział był jakiś inny, jak zwykle od początku skradł moje serducho, ale widziałam zmianę. Może to przez to, że było tak dużo ich przemyśleń ? Nie wiem, ale natomiast wiem, że oba rodzaje Twojego pisania uwielbiam.
Lu i Marco wreszcie są razem ! Szczęśliwi, zakochani, młodzi i cudowni ! Ja po prostu umieram z radości ! <3 to co piszesz jest idealne, za każdym razem przenoszę się do Dortmundu (co z tego, że teraz tu jestem) i przeżywam wszystko dokładnie tak samo jak Łucja czy Marco.
Matko on jest taki opiekuńczy *_* aww *_* kogoś mi przypomina, ale to bardzo bardzo dobrze ! <3 podobało mi się jak jadł płatki <3 hahahah :D taki uroczy *_* ale czy Marco nie jest przypadkiem zawsze uroczy ? :33 taka już chyba jego natura <3
Fajnie, że Lu zaczyna nową pracę, sama bym chciała w takim miejscu pracować, zazdroszczę jej trochę <3 a ten widok !! <3 OCH ! CUDO ! Jaki kibic Borussii by nie chciał takiego widoku ? No błagam ! Chyba tylko jakiś głupek ! Łucja ma szczęście ! Dobrze, że rodzice jej troche pomogli xd hehee
Przeczytałam całą trylogię "Pięćdziesiąt Odcieni" i widzę w niektórych Twoich scenach podobieństwo ! Bardzo mnie to cieszy, bo kocham te książki ! Są najlepsze na świecie !
Fajnie, że Marco przyjechał po nią do pracy i, że chce ją zawieźć <3 on ją tak strasznie kocha, to jest tak proste do wyczuciu :3 każde jego spojrzenie, ruch, słowo skierowane w strone Lu <3 taka właśnie jest miłość <3
Och Łucja naprawdę uratowała Marco i to jest najlepsze, bo co by było gdyby nie przyjechała do tego boskiego miasta ? Matko ! Aż nie chce nawet o tym myśleć :/
A czemu Ty moja droga nie piszesz nic o Mario ? :o ja tu czekam na ciąg dalszy jego romansu :3 heheh <3
Nawet jeżeli przez wyjazd nie dodasz rozdziału to trudno :* ważne, żebyś dobrze się bawiła <3 a kto wie może będziesz miała dużo weny i coś dla nas napiszesz ? A potem dodasz to po powrocie i zachwycisz nas ? W sumie nawet jakbyś napisała mega mega krótki rozdział to byś nas zachwyciła. No przynajmniej mnie xd heheheh <3
Matko ja zawsze się tak mega rozpisuje xd ale mam nadzieje, że jest to dla Ciebie pewna motywacja :* och och och nie mogę przestać pisać ! Dobra już się ogarniam ! Hahaha :3
Bardzo mocno czekam na następny, ale nie śpiesz się, bo masz wakacje :* <3 dobrej pogody i wgl wszytkiego co najlepsze podczas wyjazdu <3 buziaki :*
Ps. Przepraszam za błędy, ale już nie chce mi się sprawdzać :/
Kochana dziękuję za dedykację :) Cieszę się, że mogłam w jakiś sposób pomóc :)
OdpowiedzUsuńTrochę spóźniony mój komentarz, rozdział czytałam dzień po opublikowaniu, ale niestety jak napisałam koma to brakło prądu więc wyłączyło mi kompa ;) Od tamtej pory nie miałam czasu więc przepraszam, że tak późno komentuję :)
Rozdział wspaniały - jak zawsze !!! Relacja pomiędzy Lu i Marco taka sweet . Uwielbiam ich. Nareszcie wszystko stało się jasne, nareszcie nie ma między nimi Marcela, nie muszą się ukrywać ( choć to momentami było ekscytujące). Tak właśnie powinno być. Mam nadzieję, że wreszcie będą mogli nacieszyć się sobą, swoją miłością. Czekałam na to bardzo. Pięknie piszesz. Za każdym razem chętnie tu zaglądam, wracam też do poprzednich rozdziałów ponieważ szczerze mówiąc choć czytałam je już po kilkanaście razy nadal nie mam dość. Są książki, które pomimo wielokrotnego przeczytania i tak po raz kolejny trafiają w nasze ręce, tak samo jest z tą historią. Tu wszystko jest wyważone, nic nie dzieje się chaotycznie, wszystko ma swoje miejsce. Nie ma tu nienaturalnych relacji, co często spotykam na innych blogach. Nie będę podawać przykładów sytuacji z innych , bo ktoś mógłby wziąć to do siebie, a nie to jest moim celem. Ja uwielbiam wprost jak wszystko toczy się swoim tempem. Tu tak jest. To mi się bardzo podoba. Budujesz tę historię w taki sposób, że naprawdę chce się ją czytać jeszcze raz , kolejny i następny. Przy czym nie jest ona jakąś bajką. Bo życie nie jest bajką. Wszystko co piszesz wydaje się takie realne, niektóre sytuacje można odnieść do siebie, bo pewnie każda z nas kiedyś była lub nawet jest zakochana, każda przeżywa jakieś miłosne problemy, ale i chwile radości. Uwielbiam to opowiadanie !!! Uwielbiam!!!
Będę niecierpliwie czekać na dalszy ciąg. Życzę Ci udanych wakacji- bez stabilizatora- oby jednak nie był potrzebny. Życzę Ci także dużo weny i pomysłów na kolejne rozdziały. Życzę wspaniałego wypoczynku :) Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za dedykację :)
Kochana!
OdpowiedzUsuńJeżeli mnie jeszcze pamiętasz, to niezmiernie się cieszę. Jeżeli nie, to wejdź na jeden z moich blogów, może sobie przypomnisz :))
bardzo długo mnie nie było na tej cudownej blogoserze, aż w koncu nadszedł piękny dzień, w którym natrafiłam na twojego boskiego bloga. Od razu przeczytałam wszystko od początku. Nawet na ślubie na którym byłam, siedziałam na dworze z telefonem w ręku i się do niego uśmiechałam! Kawał dobrej roboty wykonałaś tym opowiadaniem, jest świetne!
Bardzo podoba mi się relacja Łucja-Marco, taka zakazana, pożądliwa, przesycona pasją mm <3
Dobrze, że dziewczyna rozstała się z Marcelem, był jakiś taki nijaki i mało wyraźny, za to mój ulubiony Reus poleciał z bajerą i dziewczyna jego, to mi się podoba.
Jestem bardzo ciekawa, co nam przedstawisz w kolejnych odcinkach, których nie mogę sie już doczekać. Mam nadzieję, że blog jeszcze trochę sobie poistnieje (jest wgl takie słowo?XD) i, że nadal tutaj będziesz:**
Życzę ci milego wypoczynku na wakacjach i duużo zdrowia, pozdrów ode mnie kolano!
Jeśli będziesz miała chwilę to zapraszam na mojego nowego bloga, gdzie wstawiłam już prolog przyszłego opowiadania.
Ściskam mocno, xx Sognante
www.withoutmanners.blogspot.com
Całą Twoją historię pochłonęłam w dwa dni i jestem pod ogromnym wrażeniem!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się fabuła, postać Łucji no i Marco, który jest taki kochany, lekko zwariowany i.... zakochany po uszy.
Bardzo fajnie opisujesz przeżycia i emocje bohaterów, dzięki czemu można wczuć się w daną osobę i postawić się na jej miejscu.
Ogromnie się cieszę, że Lu i Marco w końcu nie muszą się ukrywać ze swoimi uczuciami. Dosyć się nacierpieli. Boję się tylko o to, jak dalej potoczą się ich losy. Czy Marcel wróci? A może ten cały gbur Thomas będzie miał jakiś wkład w popsucie ich sielanki? Nie wiem, ale mam nadzieję, że ta historia jeszcze się nie skończy, a Lu i Reus będą szczęśliwi.
Życzę Ci udanego wyjazdu! ;* Pozdrawiam i czekam na następny odcinek! :)