Wszystko działo się tak jak powinno. A przynajmniej w jego oczach. W końcu miał dziewczynę, którą kocha ponad życie i ona równie mocno kocha jego. Nie mógł nawet opisać tego uczucia słowami. To nie wystarczało. Dawno nie czuł się tak dobrze. To tak jakby był na rollercoasterze, który ciągle się wznosi, jedzie w górę i nie ma zamiaru się zatrzymać. Cały świat szedł po jego myśli. Borussia szykowała się już na marcowy ćwierćfinał Ligii Mistrzów. Trafili na Malagę, z którą zremisowali 0-0 w pierwszym meczu. Wszystko miało rozstrzygnąć w Dortmundzie. Nie mógł doczekać się tego spotkania, wierzył w swoje możliwości. Z resztą nie tylko w swoje. Wierzył w całą drużynę. Dobrze wiedział, że mogą tego dokonać. Najbardziej jednak cieszył się, że Łucja dała się wciągnąć w cały ten 'piłkarski szał'. Kiedy zabrał ją po raz pierwszy na mecz, ona od razu poczuła atmosferę kibiców BVB i z czasem sama nią została. Wystarczyło kilka tygodni, może miesięcy, żeby pokochała ten klub, którego była częścią. Poznała zawodników, trenera, wszyscy byli dla niej mili. Teraz rozumiała za co Dortmundczycy kochają swoją drużynę. Za determinację, miłość do tego co robią i przede wszystkim to, że wszyscy byli jedną wielką rodziną. Nie tylko chłopaki, grający w piłkę, ale i kibice. Wszyscy byli jednością, co było niesamowite.
Od rana świeciło słońce. Zimowa pogoda opuściła Dortmund z końcem stycznia, co cieszyło wielu mieszkańców. Cały luty był ładnym miesiącem, marzec trochę przeplatał, tak jak mówi jedno przysłowie, ale mimo to, pozostawał ładnym miesiącem. Lu miała dziś wolne w pracy, które dał jej szef, za ciężką pracę ostatnimi dniami. Naprawdę dużo harowała, jednak zmęczenie za każdym razem przyćmiewał fakt, że spełnia się zawodowo. Lubiła swoją pracę, robiła to co ją kręciło. Jedynym minusem tego wszystkiego było to, że nie znalazła tam przyjaciół. Szef był bardzo sympatycznym człowiekiem, ale reszta pracowników nie kwapiła się do uprzejmości. Byli mili na pokaz, kiedy chodziło o klientów i to wszystko. Codziennie każdy pracował zamknięty w swoim własnym biurze, skoncentrowany na wykonaniu swojego zadania. Nikt chyba nie myślał o zawiązaniu nowych przyjaźni, a to trochę irytowało Lu. Po pracy w barze, gdzie spotykała się z różnymi osobowościami i współpracowała z kilkoma dziewczynami, brakowało jej takich kontaktów, porannej, wspólnej kawy, albo przeglądania wspólnie jakiś magazynów modowych. Ale nie można mieć w życiu wszystkiego, prawda? Albo jedno, albo drugie. Na szczęście czasem El wpadała i dotrzymywała jej towarzystwa. No i bywał też u niej Marco-przed i po treningach, z resztą kiedy tylko mógł. Pierwszy raz od bardzo dawna, była naprawdę szczęśliwa.
Ten dzień był wyjątkowy. Postanowiła w końcu wcielić swój plan w życie. W zasadzie, wykonała już 1/3 wszystkiego. Chyba nawet tę najważniejszą część. Uznała, że Marco nie może pozostawać w złych stosunkach ze swoimi 'rodzicami'. Dlatego też, namówiła go, aby zaprosił ich na kolację, którą oboje przygotują. Trochę zajęło jej przekonywanie chłopaka, ale w końcu poszedł na kompromis. Nie chciała, żeby ich stracił. Dużo opowiadał jej Mario o tym, jak bardzo Reus był związany z rodziną, jak dużo im mówił, a tego jednego wieczora po prostu ich stracił. Odepchnął ich od siebie, ale nie potrafił inaczej. Prawda zabijała go od środka. Sam do końca nie był pewien czy powinien zgadzać się na propozycję Lu, ale ta nie dawała za wygraną. Uległ jej i od rana był w nerwach. Ale czemu? Przecież to tak ważni dla niego ludzie, czego się obawia? Pamięta jak do nich zadzwonił tamtego wieczoru i zaproponował, żeby wpadli do niego na kolację. Zgodzili się bez wahania, choć zdziwienie ich nie opuszczało. Nie rozmawiali z Marco od dłuższego czasu. Wiedzieli tylko wszystko z tego co mówili ludzie, telewizja, radio. Mówili, że zakochał się po uszy w zwyczajnej dziewczynie i mieli rację. Cieszyli się i z lekka domyślali, że prawdopodobnie to ona jest inicjatorką tej dzisiejszej kolacji. Nie mogli się doczekać. Marco z resztą też, ale nie chciał się do tego przyznać.
Ubrała się w czarne jeansy, beżowy sweterek, związała swoje blond włosy w wysokiego kucyka, na nogi nałożyła czarne, wiosenne botki za kostkę, a na ramiona narzuciła letnią parkę. Zabrała ze sobą ogromną torebkę i swoją 'letter bag', w którą zapakowała ubrania na przebranie i po prostu wyszła z mieszkania, wsiadając w pierwszy autobus, który zawiózł ją na osiedle Reus'a. Przystanek był dość blisko domu piłkarza, więc dotarła do niego w jakieś 5 minut. Zapukała do drzwi, tak jak zawsze, a on pojawił się u progu kilka sekund po tym. Przywitał ja ciepłym pocałunkiem i pociągnął za sobą do środka. Zabrał torby, które postawił na komodzie obok i pomógł jej zdjąć kurtkę. Przez chwilę się jej przypatrywał, po czym Lu odezwała się głośno:
-Źle wyglądam, czy co?-uśmiechnęła się, marszcząc brwi.
-Skądże! Jak zwykle ślicznie i skromnie.-cmoknął ją pośpiesznie w czubek nosa i złapał za rękę. Splótł ich palce razem i poprowadził do kuchni. Podszedł do dużej, kuchennej wyspy, na której leżały dwa fartuchy-niebieski i różowy. Na tym pierwszym widniał napis 'Woody', a na drugim zaś 'Blondie'. Znajomi Reusa własnie tak ich nazywali. Mówili na Lu 'Blondie', dobrze wiedząc, że nie jest ona typową, stereotypową blondynką (od autorki: nie mam na celu obrażać żadnych blondynek, sama nią jestem ;) ). Łucja była inteligentna, stanowcza i silna, ale mimo to, uznali, że śmiesznie to brzmi. Kulmaczewska zaśmiała się pod nosem, kiedy Reus podszedł do niej od tyłu i zawiązał w talii różowy fartuszek.
-Nie wierzę! Skąd to wytrzasnąłeś?!-zachichotała, kręcąc z niedowierzaniem głową. Od razu polubiła ten fartuch.
-Nie pytaj, ciekawość pierwszym stopniem do piekła.-położył ręce na jej ramionach i musnął delikatnie wyeksponowaną szyję blondynki.
-Spokojnie, już tyle nagrzeszyłam przez Ciebie, że na pewno tam trafię.-przewróciła oczami.
-Za seks przed ślubem trafimy tam razem i dalej będziemy mogli grzeszyć.-w pomieszczeniu rozległ się jej cichy śmiech, błagający o choć krztę powagi Reus'a. On żartuje w każdym możliwym momencie! Łucja pokręciła głową i podeszła do lodówki z której wyjęła wszystko czego potrzebowała. Zabrała się za przygotowywanie dzisiejszej kolacji, a Marco ochoczo jej przy tym pomagał.
Dzieliło ich już tylko kilka minut od przyjścia rodziców Marco. Oboje byli poddenerwowani, choć nie chcieli dać tego po sobie poznać. Lu, jako główna pomysłodawczyni i organizatora dzisiejszego wieczoru, bała się, że o czymś zapomniała, a Marco? A Marco bał się konfrontacji z Manuealą i Thomasem. Niby nie miał czego się bać, to ludzie, z którymi się wychował, którzy wychowali jego. Ale po tym jak dowiedział się prawdy, nie do końca miał świadomość jak powinien się zachować. Lu miała rację. Powinien spróbować odbudować relację z rodzicami i dać im drugą szansę. Albo to oni powinni dać ją mu? Przede wszystkim powinien im wybaczyć, że zataili prawdę i zrozumieć. Jest dorosłym facetem, musi to zrozumieć sam.
Lu przebrała się w czarną sukienkę, z lekko rozkloszowanym dołem, a na nogi nałożyła płaskie półbuty, które wręcz uwielbiała. Marco założył na siebie elegancką, jasno niebieską koszulę i jak zwykle, tradycyjnie, czarne jeansy. Pasowali do siebie. Łucja zeszła po schodach do salonu, w którym stał Marco. Ten odwrócił się, by móc ją zobaczyć i znów przez chwilę wpatrywał się w jej posturę. Była taka piękna. Dla niego z pewnością najśliczniejsza. Rozpuściła swoje długie blond włosy i wyglądała bajecznie. On je uwielbiał. Uwielbiał ją całą. Zjadał ją wzrokiem, pożądał, ale dobrze wiedział, że (niestety!!) musi zachować trochę spokoju i szacunku do niej.
-Jaką mam śliczną dziewczynę.-podeszła do niego, a on położył swoją dłoń na jej policzku i delikatnie pogładził go kciukiem. Zarumieniła się.
-Jakiego mam przystojnego chłopaka.-uśmiechnęła się, poprawiając kołnierz jego koszuli. Mogła utonąć w jego zielonych oczach, które tak bardzo błyszczały na jej widok. Były szczęśliwe, więc cudownie się na nie patrzyło.
-Dobrze, że tu ze mną jesteś, Łucja.-złapał za jej dłoń i ucałował jej usta. Kiedy się oderwał, chciała coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym dzwonek do drzwi. Oboje momentalnie się od siebie odsunęli i powędrowali do przedpokoju. Blondyn otworzył drzwi, w których stali jego rodzice. Wpuścił ich i poczekał, aż zdejmą swoje odzienie. W momencie kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały Marco zamarł. Poczuł się dziwnie, ale czuł wewnętrzną potrzebę po prostu przytulenia ich obojgu.
-Marco...-starsza kobieta rozczuliła się widząc blondyna, który ewidentnie zmężniał od ich ostatniego, wspólnego spotkania. Przybliżyła się do niego i położyła swoje dłonie na jego policzkach. W oczach od razu pojawiły się łzy. Zarówno u Marco jak i Manueli. Chłopak objął swoją matkę ramionami i mocno ją do siebie przyciągnął. Tęsknił za nią, a ona za nim. Jego ojciec przyglądał się wszystkiemu obok i sam lekko się wzruszył. Kątem oka spojrzał na uśmiechniętą Łucję, która również obserwowała wszystko z boku.
-Tęskniliśmy synu...-Thomas zbliżył się do blondyna i poklepał go po ramieniu, a ten po prostu się uśmiechnął. Odsunął się od matki i głośno westchnął, po czym wsadził ręce do tylnych kieszeni spodni.
-Mamo, tato...-zaakcentował te dwa słowa, choć dość ciężko przeszły mu przez gardło. Jednak dalej prawda tkwiła w jego podświadomości i nie potrafił o niej po prostu zapomnieć.-...Poznajcie Łucję.-złapał ją za rękę i splótł ich palce razem.-Moja dziewczyna.-dumnie wypowiedział te słowa, przedstawiając swojej rodzinie Polkę. Ta przywitała się z obojgiem gości i posłała im serdeczny uśmiech.
Wieczór minął wszystkim w ciepłej atmosferze. Z początku wyczuwalne było lekkie napięcie ale z czasem wszystko się unormowało. Marco mimo, że wybaczył rodzicom zatajenie przed nim tak istotnego faktu z jego życia, trzymał dystans. Chciałby żeby było tak jak dawniej i w końcu zrozumiał jak głupio się zachował. Ale co miał zrobić? Był sam z tym wszystkim, a teraz ma Łucję, dzięki której pogodził się z rodzicami. Z dnia na dzień kochał ją coraz bardziej.
Właśnie sprzątali jadalnie po kolacji. Rodzice blondyna opuścili jego dom jakieś 15 minut temu, więc Lu z Marco zabrali się za sprzątanie. Polka zebrała wszystkie kieliszki i szklanki, a Reus znosił talerze i sztućce do kuchni, gdzie Kulmaczewska wstawiała wszystko do zmywarki.
-Co moja piękna dziewczyna powie na jeszcze jedną lampkę białego wina?-zbliżył się powoli, kiedy ta zapełniła zmywarkę i poczęła myć swoje ręce. Objął ją od tyłu, zaciskając mocno uścisk w talii blondyneczki. Nachylił się nad jej uchem, zważywszy, że był 'ciut' od niej wyższy.
-Hmm, bardzo chętnie.-dłonią przejechała po jego policzku, odwróciła głowę w prawo i złożyła na jego ustach szybki, delikatny pocałunek. Ten oderwał się od jej ciała i wypełnił dwa, wcześniej wyjęte kieliszki, drogim winem z rocznika 2002-ego. Oboje wznieśli leciutko lampki do góry w geście toastu. Lu zanurzyła bladoróżowe usta w 'białym' trunku i przymknęła oczy, delektując się smakiem alkoholu. Uwielbiała wino, a nie dało się ukryć, że Marco zawsze serwował najlepsze.
-Chodź ze mną.-piłkarz po raz kolejny tego wieczoru splótł ich ręce ze sobą i tym razem pociągnął ją w stronę przestronnego salonu. Puścił ją na środku pomieszczenia, ale tylko po to aby sięgnąć po pilota, którym uruchomił niewielkie stereo, stojące tuż pod wiszącym na ścianie telewizorem. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk piosenki M83-Wait.-Chciałbym z Tobą zatańczyć, Łucja.-szepnął, podchodząc blisko dziewczyny, stojącej w centralnym środku pokoju. Wsunął swoje duże dłonie na jej biodra, a ona z lekkością zarzuciła swoje ręce na jego kark. Kołysali się powoli w rytmie piosenki, cichutko przygrywającej w tle. Kulmaczewska była zauroczona. Czuła się jak w bajce, albo w jakimś filmie romantycznym.-"Send your dreams where nobody hides... Give your tears to the tide... No time... No time... No time, Łucja"-cichutko wypowiadał słowa piosenki, ciągle delikatnie tańcząc z Polką w ramionach. W pewnym momencie przybliżył się do niej jeszcze bardziej i ucałował czoło, a ona przymknęła oczy. Pocałował ją drugi raz, ale tym razem w czubek nosa. Za trzecim razem wpił się w jej usta, całując ją namiętnie przez kilka minut.-"There's no end... There is no goodbye"-wyszeptał.
Tego dnia wszyscy żyli tylko i wyłącznie wieczornym meczem Borussii Dortmund z Malagą. Każdy wyczekiwał tego spotkania i nikt nie wyobrażał sobie, że dziś lokalny klub mógłby odpaść z Ligii Mistrzów. Liczyło się dziś tylko zwycięstwo. Piłkarze byli mocno zmotywowani. Niektórzy przez własne rodziny, dzieci, partnerki, a niektórzy po prostu przez kibiców. Podopieczni Kloppa zamierzali dziś rozgromić hiszpański klub. Od rana Dortmund oblany był żółto-czarnymi barwami przez fanów przechadzających się po ulicach w klubowym koszulkach.
Łucja i Elena przesiadywały na stadionie od dobrej godziny. Czekały z niecierpliwością na pierwszy gwizdek, który rozpocznie spotkanie. Ich panowie, bo tak można to nazwać, byli w pierwszym składzie. Tak, Elena i Mario zeszli się w dość szybkim tempie. Na chwilę obecną nie widzą świata po za sobą. Dlatego też na plecach El widniało nazwisko "Goetze", a co na plecach Lu, chyba nie trudno się domyśleć. Kiedy dostrzegły, że piłkarze wychodzą na murawę od razu poderwały się z miejsca i zaczęły głośno krzyczeć tak jak reszta kibiców. O dziwo, nie siedziały w sektorze dla Vip'ów. Nie chciały. Pragnęły poczuć atmosferę w stu procentach dlatego wybrały miejsca niedaleko "żółtej ściany". I nie zamieniłby ich na żadne inne.
Po odsłuchaniu hymnu Champions League i przedstawieniu składów sędzia główny rozpoczął spotkanie. Wszystko szło tak jak zakładano. Pszczółki od razu rwały się do piłki i nie pozwalały na zbyt wiele swoim rywalom. Niestety, jeden błąd w obronie kosztował Dortmundczyków stratę bramki na rzecz Malagi. Mimo tego wszyscy kibice ciągle dopingowali swoich, a kiedy po pięknej akcji głównie Mario, Marco i Roberta, ten ostatni trafił do bramki cały stadion oszalał. Lu i El poderwały się z krzesełek i radośnie podskakiwały. Ktoś oblał je piwem, ale totalnie je to nie obchodziło. Teraz wszyscy skupieni byli tylko na tym, aby strzelić kolejną bramkę, wygrać spotkanie i przejść do kolejnej rundy rozgrywek. Niestety, kolejny błąd został wykorzystany przez Hiszpanów. Tym razem w 82 minucie do bramki z ewidentnego spalonego, którego sędzia nie odgwizdał, trafił Eliseu. Stadion zamarł, ale tylko na chwilę. Niektórzy zaczęli wychodzić, kiedy do 90 minuty utrzymywał się cały czas taki sam wynik. Ci co wyszli na pewno potem tego pożałowali, bo jak się okazało, mecz tak naprawdę dopiero zaczął się w doliczanym czasie gry...
Podopieczni Jurgena Kloppa zawzięcie walczyli, tak jakby w ogóle nie byli zmęczeni. Kibice zaczęli śpiewać i zagrzewać swoich piłkarzy do gry. I chyba to podziałało, bo po zamieszaniu w polu karnym Malagi, Dortmund strzelił gola na 2-2! Strzelcem był nie kto inny jak ten nieziemski blondyn, który skradł serce Łucji. Dziewczyna, aż popłakała się ze szczęścia. Ale to co tak naprawdę wydarzyło się potem było zupełnie istnym szaleństwem. BVB potrzebowało jeszcze jednej bramki do przejścia dalej i strzeliło ją!! Kilkanaście sekund po bramce Reus'a, piłkę do siatki skierował Santana, choć zamieszanie w polu karnym było przeogromne. Cały stadion zaczął skakać, piszczeć, śpiewać, cieszyć się, radować. Nie da się nawet znaleźć odpowiednich słów, żeby opisać te emocje. Elsner myślała, że mało co nie zemdleje. Obie płakały ze szczęścia i chyba też szoku. Wierzyły do końca i im się opłaciło. Od tamtej pory wiedzą, że trzeba zawsze wierzyć do ostatniego momentu, tchu...
Ostatni gwizdek na Signal Iduna Park rozbrzmiał wśród 80 tys. kibiców. Wszyscy jak na komendę poderwali się z miejsca i zaczęli świętować. Piłkarze zaczęli rzucać się na siebie, dzieląc się w ten sposób swoją radością i ekscytacją. Ale kto się nie cieszył? Chyba po za kibicami Malagi nie było osoby, którą nie sterowały pozytywne emocje! Lu i Elena zeszły powoli na dół, gdzie udały się "na zaplecza". Ochroniarz grzecznie je przepuścił, znając już je obie dość dobrze. Dziewczyny prędko pokierowały się w stronę murawy. Elsner, widząc swojego chłopaka od razu wyrwała w jego kierunku i ślad po niej zaginął. Łucja szła przed siebie, kiedy wychodząc zza jednej z ścian wpadła na pewnego mężczyznę, który okazał się być jej mężczyzną. Zatrzymała się, opierając dłonie o jego ramiona. Uśmiechnęła się szeroko.
-Gratulu...-nie dał jej dokończyć. Po prostu wpił się w jej usta z taką zachłannością jak mało kiedy. Musiała, aż oprzeć się o pobliską ścianę, bo nogi miała jak z waty. Zarzuciła swoje chude ręce na jego szyję i oddała pocałunek.
-Ten gol...-ciężko oddychał-...to dla Ciebie. To wszystko dla Ciebie.
"No time, no time, no time"
-//-
Kochane! Proszę bardzo, oto rozdział po dłuższej nieobecności! Jestem z niego zadowolona. Pisałam go przed wyjazdem, w drodze i w domu. Chciałam żeby był dobry i, żebyście były z niego zadowolone. Uwielbiam was uszczęśliwiać, naprawdę, haha! :)
Powiem wam, że wakacje mi się udały. Ciągle coś zwiedzałam, poznałam bliżej moją rodzinę, było świetnie, jak zawsze! Zakupy chyba były najlepszym punktem wszystkiego, haha!
Dobra, chciałam się też z wami podzielić pewnym spoilerem dotyczącym bloga. Otóż, zbliżamy się powoli do końca, a w najbliższych rozdziałach wydarzy się coś niespodziewanego! Rozdziały mam już prawie napisane, więc kwestia tego kiedy je dodam jest raczej nie warta wzmianki. Myślę, że pojawią się niebawem. Od razu mówię, że powinnyście się chyba przygotować na szok, bo chyba żadna z was sobie nie zdaje sprawy co się wydarzy! :)
Jest jeszcze jedna sprawa. Mam dwa, wydaje mi się, że dość fajne pomysły na opowiadania. I oba tak bardzo mi się podobają, że chyba porwę się na pisanie dwóch opowiadań jednocześnie. Jeden pomysł zrodził się w moim śnie już jakiś czas temu. Byłoby to krótkie, opowiadanie o Marco, składające się z 10-12 rozdziałów. Ale (UWAGA! :) ) nie w dzisiejszych czasach! Wiek XX! Co o tym myślicie? Ja jeszcze czegoś takiego nie widziałam, więc myślę, że mogłoby coś z tego fajnego wyjść.
Drugi blog, zaś byłby dłuższy i to na nim skupiłabym najbardziej. Mówcie co myślicie, będę wiedziała czy warto się na coś takiego porwać! :) Jeżeli będziecie chciały to spróbuję, dla was wszystko :*
Jeśli chodzi o wasze blogi, to dajcie mi kilka dni. Nadrobię wszystko i skomentuję. Wczoraj wieczorem wróciłam, a jutro (tj. w sobotę) znowu wyjeżdżam, ale tam już znajdę dla was czas, na pewno!
Xx, Lena
Ps. Skocznia w Titisee robi ogromne wrażenie! 👌
Cudowny,cudowny,cudowny! ♥
OdpowiedzUsuńLu ma na niego bardzo dobry wpływ. Wspaniale,że pogodził się z rodzicami. Zasmuciłaś mnie tym końcem a zaciekawiłaś tymi niespodziewanymi wydarzeniami. Mam nadzieję,że nie popsuje się w ich związku. :) Są boscy! ;)
Co do blogów,to wierzę,że każdy twój będzie wyjątkowy,więc pewnie że pisz! ; * Pozdrawiam i czeekam na kolejny :)
Po całodziennej nudzie, czas na coś konkretnego, mianowicie jeden z najlepszych rozdziałów pod słońcem. Ten powyższy jest MEGA! Urzekł mnie Twój styl pisania i blog już jakiś czas temu, a teraz płaczę ze szczęścia razem z Lu i El na samo wspomnienie meczu z Malagą, czyli czegoś niebywałego, niesamowitego. Łzy mi lecą, a buzia cieszy się niemiłosiernie. Cieszy mnie też fakt, że Marco pogodził się z rodzicami, choć to zrozumiałe, iż ma do nich niemały żal za zatajenie prawdy. To normalne. Kocham relacje Marco i Łucji. Coś wspaniałego! A jeśli chodzi o Twoje nowe pomysły na blogi, to ja jak najbardziej ZA! Tymbardziej, że to dwa, zapewne genialne blogi, które w Twoich rękach będą naprawdę, naprawdę świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
kocham takie sielanki *.* para idealna! Dobrze, że ostrzegasz przed szokiem bo czasem bym na zawał zeszła. Niczego się nie spodziewałam. Nadal mam nadzieję na happy end :D cieszę się, że Marco pogodził się z rodzicami. Co do nowych blogów, ja jestem na TAK, nie ważne jaki ma to być wiek, na pewno będę czytać, bo kocham twoje blogi i tyle *.* zapraszam do mnie w wolnej chwili :) http://walcz99.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńLenka! Aww! Ten rozdział jest kurewsko kochany, boziu Reus jest idealny noo! <33
OdpowiedzUsuńTak mi się mordka cieszyła podczas czytania scen z Marco i Lucy, oni pasuję do siebie jak ulał. Dzięki niej wszystko się zmieniło na lepsze, wszystko jest takie fajne i kolorowe, nasza jedenastka ma zupełnie inne życie.
Bardzo się cieszę, że zaprosili rodziców na kolację i zakopali wojenny topór między sobą. Ludziom trzeba wybaczać, póki jeszcze jest czas. Blondynek na pewno tego nie pożałuje, lepiej późno niż wcale.
Tak przyjemnie mi sie czyta twoje rozdziały, że sobie sprawy nie zdajesz. Są niesamowicie lekkie, niemal jak serial. Idealne na leniwe, deszczowe popołudnie, kiedy humor jest słaby. lovelove
Zaintrygowałaś mnie tym spojlerem. Czyżby szykowała się jakaś drama, jakaś smuta? Jestem bardzo ciekawa, już nie mogę się doczekać!!
Jeśli chodzi o kolejne blogi to piszpiszpisz, na pewno będę stałym czytelnikiem:*
Życzę udanego (kolejnego) wyjazdu i ładnej pogody, kisski<3
sognante xx
Rozdział jest świetny! Ciągle się szczerzyłam jak go czytałam!
OdpowiedzUsuńLucy i Marco to para idealna. Pasują do siebie jak ulał. Dzięki Polce Reus zaczął żyć na nowo. Całkowicie odmieniła zarówno jego, jak i jego życie.
Bardzo fajny był wątek, gdy zaprosili rodziców na kolację. Dzięki temu mogli się pogodzić. Wychowywali Marco od samego początku i bardzo go kochają. Blondyn za nimi tęsknił i wierzę, że uraza za skrywanie prawdy zniknie na dobre.
Przeraziłaś mnie tym spoilerem. Czyżby ich cudowna sielanka miała się skończyć? A może ponownie pojawi się Marcel? Mam nadzieję, że nie,a te niespodziewanie rozwinięcie akcji będzie jak najbardziej pozytywne :)
Jeśli chodzi o Twoje kolejne blogi to jestem na za! Na pewno będę czytać, gdyż bardzo lubię Twój styl pisania. Według mnie to mogłabyś przedstawić Marco nawet za czasów naszych polskich Jagiellonów, a i tak bym czytała! :D
Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością, pozdrawiam i zapraszam do mnie! ;*
Witaj. Bardzo się cieszę, że wakacje Ci się udaly, a jeszcze bardziej z tego, iz dodalas rozdział- czekałam bardzo. Proszę Cię tylko nie rob jakiegos wielkiego szoku dla nas i nie rozdzielaj naszych zakochanych. Nie rob nam tego. Ja sie nie zgadzam. Nie wiem co planujesz , ale blagam niech oni beda szczesliwi. Zasluguja na to. Rozdział cudowny. Czytam i czuję milosc Marco i Lu. Bajka. Mam nadzieje, ze ta bajka bedzie miec szczesliwe zakonczenie. Ciesze sie, ze Marco dal szanse rodzicom. Kazdy popelnia bledy, ale kazdy rowniez zasluguje na przebaczenie. Przykro czytac, ze niebawem zakonczysz opowiadanie, ale wiadomo, ze nie da sie ciagnac w nieskonczonosc. Ja tez zamierzam w odpowiednim momencie zakonczyc. Jesli chodzi mi o twoje pomysly na nowe opowiadania to ja na pewno bede czytac wszystkie !!! Obiecuje. Piszesz wspaniale, wyjatkowo wiec to przyjemnosc czytac historie, ktore wymyslasz. Uwielbiam Twoj styl. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz jak najwiecej. We mnie masz stałą czytelniczke.
OdpowiedzUsuńMiałam nie przeklinać, ale się Kurwa nie da. Po prostu się Kurwa nie da ! Oczywiście pozytywnie :) Kocham Twojego bloga ♥♥ Pisz pisz blogi jak najwięcej ! :* w wieku XX hm super ! Gabi
OdpowiedzUsuńRozdział Niesamowity <3 Boski :*
OdpowiedzUsuńTA historia nie może się kończyć naprawdę jest boska <3
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Zapraszam oczywiście do siebie :*
http://ja-dortmund.blogspot.com/
POZDRAWIAM <3
Witam cię serdecznie moja droga Lenko :***
OdpowiedzUsuńTeskniłam za tymi wszystkimi opowiadankami i sama w to nie wierzę, ale znalazłam chwilę czasu by móc tutaj zajrzeć i spytać jak zdrówko ? :))
Do mojego opowiadania już raczej nie wrócę :( Nie mam na to czasu, siły, a czasami już nawet ochoty. Zajęłam się głównie sportem, a od nowego roku szkolnego będe musiała się ostro wziąć za naukę ( w końcu na drugi rok matura :/ ).
U mnie się tyle zmieniło i jestem przekonana że u cb również :**
Podczas pobytu w Bułgarii miałam okazję gościć się w barze, w którym kiedyś byli piłkarze BvB i pozostawili po sobie oryginalną i najprawdziwsza koszuleczkę <3 A tak poza tym to Niemcy są OKROPNIE PRZYSTOJNI!! <3
Cudo ! :D Cudeńko! :))
Czytam to twoje opowiadanie i ciągle myślę o tym jaka jesteś zdolna ! :D
Nie wiem jak ty to robisz, ale po tak długiej nie obecności to właśnie twoje opowiadanie odwiedziłam jako pierwsze :))
Masz ciekawe pomysły i wymyślasz co rusz to nową fabułę :D Dzięki temu opowiadanie nie jest rutynowe i nudne. Chce się je czytać i czerpać z niego pewne morały? Można to tak nazwać ? xd
Widze że wakacje masz udane ! :)
Bardzo dobrze. trzeba korzystać z życia póki jest się młodym :))
Pozdrawiam cię gorącooooo <3 I czekam na ten nieoczekiwany zwrot akcji! Ciekawe czy przyprawi mnie o zawrót głowy i przymusowy tzw, ,, suchy język " :**
Buziaczki :**
Maja <3
Kochanie! Jak się cieszę, że się odezwałaś! Ostatnio nawet postanowiłam, że do Ciebie napiszę, bo już długo nie dawałaś oznak życia i się zaczynałam martwić :). Ale cieszę się, że wszystko ok.
UsuńU mnie jakoś leci, dużo się dzieje.
Rozumiem, brak czasu na bloga i żałuję, że nie zamierzasz do niego wrócić, ale nauka jakby nie było-najważniejsza. Może jednak znajdziesz czas, ja będę czekac ile będzie trzeba :)!
Zazdroszczę wakacji w Bułgarii, mam nadzieje, że się udały! :)
PS. Tak, Niemcy są mega przystojni!! Wcale tak kilku mnie nie podrywało wzrokiem, haha! :D
Trzymaj się kochanie, xx :*
Kolejny cudowny rozdział. <3 Uwielbiam parę Marco i Łucja. Idealni. *-* Proszę Cię nie rozdzielaj ich w następnych rozdziałach. Widać, że Lu ma dobry wpływ na Reusa. Świetnie, że się pogodził z rodzicami i że odnowili swoje relacje. I ten mecz. Znowu wszystkie emocje wróciły i aż łezka zakręciła się w oku i uśmiech nie schodził mi z twarzy jak przypomniał się ten ćwierćfinał Ligi Mistrzów. To było coś niesamowitego, wręcz nieprawdopodobnego. <3 Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPS. Szkoda, że już niedługo kończysz tego bloga, bo jest naprawdę cudowny. Uwielbiam go czytać. A co do Twoich nowych blogów to jestem jak najbardziej za. Już czekam kiedy zaczniesz je pisać, bo na pewno będą fantastyczne, gdy ich autorką będziesz Ty. ;* Pozdrawiam i życzę zdrówka i udanych wakacji. :* Oliwia