Siedziała na szpitalnym korytarzu. Nie wiedziała co ma zrobić, co myśleć. Łzy lały się po jej policzkach nieustannie. Były ciężkie, pełne bólu i żalu. To najgorsza noc w jej życiu. I to wszystko jej wina. Marco może nie żyć przez nią... Uratował ją, zaryzykował swoim życiem... Życiem, które najprawdopodobniej stracił...
Kiedy karetka wraz z policją przyjechały na miejsce Marco już nie oddychał, nie ruszał się, a tętno było niewyczuwalne. Bała się. Bała się niesamowicie mocno. Lekarze nie chcieli nic jej powiedzieć, bo stwierdzili, że ona sama jest w złym stanie fizycznym, bo o psychicznym to nawet szkoda gadać. Opatrzyli jej skaleczony policzek i chcieli wykonać jakieś rutynowe badania, jednak ona nawet im na to nie pozwoliła. Nie mogła, wiedząc, że Marco leży gdzieś tam na sali i umiera... Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że on nie żyje, ale jaka była prawda? W co miała wierzyć? Nie było nadziei, a ona nie mogła tego zaakceptować. Szczególnie, że Thomas ugodził Marco nożem na jej oczach... Ciągle miała to przed oczami. Chciała się obudzić, choć wiedziała, że to dzieje się na prawdę. Wszystko to było rzeczywistością. Okropną, okrutną rzeczywistością, której nie chciała pojąć.
Oparła głowę o bladą ścianę i uroniła kolejne łzy. Ryczała, bo już nie dało się tego nazwać płakaniem. Każde uczucie się wzmocniło. Ból, strach, panika, lęk, a nawet miłość do Reusa. Tak bardzo go kochała, jak mogła go stracić? Lekarze walczyli o jego życie za ścianą, choć od razu powiedzieli jej, że szanse na jego uratowanie są znikome. On walczył o swoje życie. On musiał walczyć. Przecież nie mógł jej zostawić. Kochał ją, a ona kochała jego. Dopełniali się i żadne z nich nie potrafiło żyć bez drugiego. Więc, co będzie jeśli Marco odejdzie? Co jeśli ją zostawi? Co jeśli już to zrobił?
-Proszę Pani, niech się Pani napije wody.-pielęgniarka o ciemnych włosach, związanych w niskiego koka podeszła do Kulmaczewskiej, podając szklankę zimnej wody. Lu nawet na nią nie spojrzała.
-Nie chcę pić.-odezwała się, pociągając nosem. Wyglądała tragicznie. Makijaż, który miała zaczął powoli spływać ze łzami, choć użyła wodoodpornego tuszu. Bolało ją wszystko. Nie tylko ciało ale i psychika. Ta świadomość, że traci najbliższą jej osobę ją zbijała.
-Ale powinna Pani.-ze stoickim spokojem obserwowała roztargnioną Łucję, która nawet nie drgnęła od kilku godzin.-Jest Pani osłabiona i roztrzęsiona, dam Pani leki na...
-NIE!-krzyknęła, przerywając starszej brunetce. Irytował ją cały świat i wszystko co działo się wokół. Nie miała humoru, marzyła, aby wszyscy o niej zapomnieli i zajęli się swoim życiem. Ona chciała tylko, aby Marco był tu z powrotem.
Na oddział wparował zdenerwowany Robert. Lewandowski, zauważył siedzącą na krześle Łucję i od razu do niej podbiegł. Zaraz za nim biegła Ania, która nie była koniecznie przejęta wszystkim co się działo. Lu odwróciła głowę, nie chcąc na nią patrzeć. Nie przepadały za sobą. Lu próbowała się z nią zakolegować ale Anna była zbyt infantylna. Często zachowywała się prostacko, egoistycznie. Była pochłonięta zdrowym stylem życia i na każdym kroku wypominała Kulmaczewskiej, że jest anorektyczką i powinna zacząć normalnie jeść. Pewnego razu nawet naskoczyła na Łucję, że ta podała jej kawę bez kardamonu, a akurat wtedy Lu specjalnie jej tego kardamonu dosypała, dobrze wiedząc, że Ania pije tylko taką kawę. Po prostu Stachurska nie dawała jej jakichkolwiek szans. Nawet teraz, widząc w jakim jest stanie spojrzała na nią z politowaniem i zaczęła przeglądać coś na swoim telefonie.
-Łucja!-brunet podbiegł do Polki i usiadł obok niej. Po chwili złapał za jej głowę i przyciągnął do siebie, a ta zaczęła jeszcze bardziej płakać.-Co z Marco?
-On... Robert, on... Boże...-nie potrafiła się wysłowić. Ryczała.-On walczy o życie... Przeze mnie....-płakała. Każda łza spływająca po policzku teraz znajdywała sobie miejsce na koszuli polskiego piłkarza. Przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej, wiedząc, że jest z nią naprawdę źle.
-Łucja, powiedz, że on nie żyje, a nie owijasz w bawełnę.-Stachurska odezwała się z wielką pogardą. Lu od razu odsunęła się od Roberta, poderwała z miejsca i popchnęła Ankę z wielką siłą.
-On jeszcze żyje!!-krzyknęła, chciała popchnąć ją jeszcze raz, widząc jej okropną minę, ale Lewy złapał Łucję i przycisnął do siebie. Znów zaczęła płakać. Ten impuls jeszcze gorzej na nią podziałał. Wyrwała mu się i osunęła na ziemię. Podciągnęła nogi pod brodę i oparła czoło o kolana. Popłakała się. Anka miała rację. Marco nie żyje... Pewnie lekarze nie chcą jej tego powiedzieć, widząc w jakim jest stanie. Ale prawda była taka, że Reus zginął, że go już nie ma. To ona go zabiła, czuła się winna wszystkiemu.
-Ania, wracaj do domu, ja tu zostanę.-spojrzał w jej rozdrażnione i oburzone oczy, po czym kontynuował.-Ania, tu chodzi o Marco. To mój przyjaciel.-szepnął. Najchętniej i on by się rozpłakał, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nie mógł pokazać jak bardzo go to wszystko boli i jak bardzo cierpi przez to co się dzieje. Jego narzeczona odwróciła się na pięcie i odeszła, znikając za rogiem. Przeniósł swój wzrok na siedzącą na ziemi Łucję i kucnął przy niej. Znowu przyciągnął ją do siebie i delikatnie ucałował czoło. Trzymając ją w ramionach poczuł jak po policzku spływa jedna łza, a potem kolejna. Jego przyjaciel umierał za ścianą obok....
Do szpitala zaraz po Robercie przyjechał jeszcze Mario z Eleną. Wiadomość jaka dochodziła do wszystkich na imprezie była szokująca. Ludzie momentalnie skończyli świętowanie i zaczęli zamartwiać się o swojego klubowego kolegę. Mario kazał wszystkim pozostać albo wrócić do domu, nie chcąc robić zamieszania na oddziale. Najpierw to on powinien dowiedzieć się wszystkiego co się wydarzyło. Kiedy tylko Elena zobaczyła roztrzęsioną przyjaciółkę zalaną łzami, podbiegła do niej i mocno przytuliła, choć nie znała konkretnego powodu. Wiedziała jednak, że wydarzyło się coś okropnego. Robert zaciągnął od razu Mario na bok, nie chcąc mówić tego wszystkiego na głos.
-Stary, co jest?!-blondyn był rozkojarzony. Rozglądał się we wszystkie strony.
-Mario, wydarzyło się coś naprawdę złego.
-Gadaj kurwa no!
-Ktoś zaatakował Lu, Marco chciał jej pomóc i wtedy został zraniony nożem... On... On umiera, Mario.... Nie wiemy czy się wybudzi, czy będzie dalej żył...-szepnął. Zacisnął zęby, chcąc powstrzymać napływające do oczu łzy.
-Co?!-Niemiec złapał się za głowę i odetchnął głośno.-Nie, kurwa. Nie, nie, nie.-Oczy mu się zaszkliły. Nie wiedział co ma zrobić. Chciał, żeby Robert powiedział mu, że żartuje, ale tak nie było. Nie żartował. Mario zbliżył się do pobliskiego automatu z piciem i wyładował na nim swoje emocje, uderzając w jego bok z całej siły.
-Stary, uspokój się...-Robert złapał go za ramiona i postawił przed sobą.-Jest szansa...
-Kurwa, gdzie tu jest jakiś lekarz?! Zabieram Marco do najlepszej kliniki w Niemczech, natychmiast!
-Goetze, czy Ty siebie słyszysz?! Marco potrzebuje natychmiastowej pomocy lekarzy! Jesteśmy w najlepszym szpitalu w Dortmundzie, oni na pewno wiedzą co robią!
-Zapłacę im miliony, ale niech go uratują...-rozpłakał się.-Muszą go uratować, Robert...-usta zacisnęły się w cienką linię. Nie mógł powstrzymać emocji. Zawsze był emocjonalny, a teraz to wszystko było nie do zniesienia. Przytłaczała go ta myśl, że z jego przyjacielem jest naprawdę źle.
Elena siedziała z Łucją. Minęła już kolejna godzina. Wszyscy siedzieli w milczeniu, czekali na jakąkolwiek wiadomość ze strony lekarzy. Co chwile ktoś wybiegał i wbiegał na salę, ale nikt nie chciał nic powiedzieć. Ta niewiedza ich niszczyła. Wszystkich. Nie było nic gorszego od tej bezradności, w której tkwili. Każdy był pogrążony we własnym smutku, bo każdy na własny sposób to przeżywał. Lu nagle odwróciła głowę do siedzącej obok Eleny i westchnęła. Otarła łzy z policzków i odezwała się.
-Pożyczysz mi swój telefon?-szepnęła. Elsner popatrzyła na nią pytającym wzrokiem, więc blondynka kontynuowała.-Muszę napisać do Marcela... Jeśli Marco ma umrzeć, to on musi tu być...-ciężko przeszło jej to przez gardło. Niemka spojrzała na nią ze zdziwieniem. Nie do końca wierzyła, że Łucja właśnie powiedziała, że chce skontaktować się ze swoim byłym, który tak jej nawrzucał. Wtedy uświadomiła sobie, że mimu tych minionych miesięcy, blondynka dalej czuła się winna temu, że zniszczyła przyjaźń Fornella i Reusa. Posłała jej przyjacielskie spojrzenie, które miało dodać Lu otuchy i sięgnęła do torebki po swojego iphone'a. Podała go przyjaciółce, a ta momentalnie wysłała wiadomość na numer Marcela.
Marco umiera w szpitalu na Benediktstrasse...
Lu
Jednym kliknięciem wysłała wiadomość na dobrze znany jej numer. Oddała brunetce komórkę i wstała ze swojego miejsca. Podeszła do pobliskiego okna i spojrzała w dal. Słońca jeszcze nie było widać. Zegary wskazywały godzinę 4:06. Siedzi tu od jakiś dwóch godzin, a wydaje jej się jakby była tu latami. Czas się dłuży, nie dając jej spokoju. Nie daruje sobie jeśli Marco się nie wybudzi... Jeśli zginie... To ją za bardzo bolało. Znowu popatrzyła w okno. Nie chciała, ale umysł przypomniał jej jak którejś wspólnej nocy z Marco oglądali razem wschód słońca. To była jedna z najpiękniejszych chwil w ich wspólnej wędrówce przez życie. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego słów 'Kocham Cię' kiedy słońce pojawiło się na horyzoncie, a potem zapłakała. Przygryzła wargę. Wszystko wskazywało na to, że już nigdy więcej nie usłyszy tych słów od niego, że już nigdy nie usłyszy jego głosu, nie poczuje jego dotyku. Nie mogła sobie tego wyobrazić. Przecież miała z nim żyć wiecznie... Wziąć ślub, mieć dzieci, zestarzeć się i czuć jak życie przelatuje im przed nosem. Miała z nim spędzić wieczność. A teraz? To wszystko odeszło. W jednej chwili straciła wszystko co miała. Marco był wszystkim co miała.
Poczuła dłoń Roberta na swoim ramieniu.
-Wszystko będzie dobrze, Lu....-Chciał dodać jej otuchy, ale ta szybko się odwróciła i zsunęła jego rękę ze swojej. Łzy napłynęły jej do oczu w szaleńczym tempie. Kłamał ją. Okłamywał siebie i jeszcze ją.
-Nie prawda!-krzyknęła. Reszta towarzystwa poderwała się z miejsca.-On nie żyje!-wskazała dłonią na salę, w którą się znajdował, a drugą położyła na swoim brzuchu. To wszystko, ten cały ból czuła właśnie tam. Pociągnęła nosem.-On nie żyje i to jest moja wina!-złapała się za głowę, którą pokręciła.
-Lu, nie wszystko jest stracone...-Elena nie dawała za wygraną, chciała napoić swoją przyjaciółkę nadzieją, choć sama nie do końca wierzyła w to wszystko. Sytuacja była zbyt krytyczna, a gdyby udało się z niej Marco wyjść cało były to cud.
-Nie prawda!-płakała, szaleńczo płakała.-O mój Boże, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie...-upadła na kolana i znów złapała się za górną część brzucha. Bolało ją wszystko. Każdy gest, każde słowo, każde wspomnienie jakie dali sobie z Marco. Niszczyło ją to. Niszczył ją cały otaczający ją świat.-To tak bardzo boli, nie, nie...-szlochała, kręcąc przecząco głową, tak jakby chciała wyprzeć z siebie to, że Marco umiera.-Niech ktoś kto zatrzyma, błagam! To boli!-Elsner nie mogła na to patrzeć. Po raz pierwszy w swoim całym życiu nie wiedziała co ma zrobić. Zakryła twarz dłońmi i zaczęła płakać. Poczuła po chwili jak Mario otula ją swoimi ramionami i szepcze coś do jej ucha. Nie wiedziała już czemu płakała. Czy dlatego, że nie wie co z Marco czy dlatego, że wszyscy wokół tak bardzo cierpią. Wszyscy, którzy byli jej najbliżsi. Jej chłopak i przyjaciółka. Ona zawsze cierpiała za innych. Teraz też tak było. Gdyby tylko mogła przejęłaby ten ból Lu i Mario na siebie. Nienawidziła patrzeć jak bardzo zranieni są jej najbliżsi.
-Łucja...-Robert podbiegł do niej szybko i klęknął przy niej. Przytulił ją, bo tylko to mógł zrobić. Sam był w kropce. Czuł się jakby był jednym, wielkim znakiem zapytania.-Cii...-odgarnął jej włosy i ucałował ją delikatnie w czoło. On też nie mógł patrzeć jak dziewczyna jego przyjaciela cierpi.
Zegar wybił godzinę 7:30. Nikt nie spał. Nikt nawet nie zmrużył oka. W szpitalu nie pojawił się Marcel, ani rodzice Marco. Fornell pewnie jeszcze słodko spał, nie zdając sobie nawet sprawy co wydarzyło się w przeciągu kilku godzin, a państwo Reus wyjechali na kilka dni do Hiszpanii, dostając urlop w pracy. Oczywiście, wiedzieli już o tym co się wydarzyło i mieli dziś wieczorem wrócić do Dortmundu samolotem. Wiadomość o tragicznym stanie Marco obiegła już chyba całą Europę. Dziennikarze, fotoreporterzy i media czaili się już pod budynkiem szpitala, zakłócając spokój reszty pacjentów i przyjaciół piłkarza. Kiedy świat zaczął budzić się do życia od razu dochodziła do niego informacja o wypadku Marco Reus'a-gwiazdy Borussii Dortmund. Chyba nikt w to nie wierzył.
Dokładnie o 7:41 z sali numer 146 wyszedł lekarz, który walczył o przywrócenie Reusa do życia. Jego przyjaciele wraz z dziewczyną szybko wstali ze szpitalnych krzesełek. Mężczyzna w białym kitlu wyglądał na równie mocno zmęczonego jak oni. Spędził w tej sali prawie 6 godzin, nie było się co dziwić. Wszyscy mieli tylko nadzieje, że nie na darmo...
-Pani Łucjo, jak się Pani czuje?-zwrócił się do niej, ignorując całą resztę i to, że wszyscy czekają na wiadomość na temat Marco. Jego mina nie wróżyła dobrze. Wszyscy obawiali się tego co mogą zaraz usłyszeć.
-Niech mi doktor powie co z Marco!-przełknęła ślinę, dając do zrozumienia, że jest gotowa usłyszeć prawdę. W myślach modliła się, aby wszystko było dobrze, ale z miny lekarza wyczytała zupełnie co innego. Przymknęła oczy.
-Proszę Państwa.-zwrócił się do reszty, rozkładając ręce.-Przykro mi, ale nie udało nam się wybudzić Marco...
-Nie...-Lu pokręciła głową i zakryła dłonią usta. Nie chciała tego usłyszeć.-Błagam nie...
-Obrażenia jakie odniósł są naprawdę poważne. Pacjent stracił bardzo dużo krwi, miał wylew wewnętrzny, który na szczęście udało się zatamować.-kontynuował.-Wykonaliśmy również dwie transfuzje krwi, jednak i one nie przyniosły żadnego efektu... No, a przynajmniej takiego jakiego byśmy chcieli.-przełknął ślinę, widząc powoli rozpadających się młodych ludzi, stojących przed nim, nie wierzących w to co słyszą. Każdy ciężko oddychał.-Jednakże serce pacjenta nie zostało uszkodzone. Cios jaki zadał napastnik był tuż pod sercem, co dało nam nadzieję. Wykonaliśmy kilka prób przywrócenia akcji serca, które przebiegły pomyślnie, lecz pacjent nie potrafił złapać oddechu. Na razie nie potrafi sam oddychać. Jest podłączony do respiratora. Nie mamy pewności czy się z tego wybudzi... Czy jeszcze kiedykolwiek będzie potrafił sam oddychać. Bardzo nam przykro, ale...-podrapał się po głowie. Nawet jego bolało to co mówił, choć, nie znał osobiście tych wszystkich ludzi jak i samego Marco.-Szanse na to, aby pacjent się wybudził są tak małe, że jego powrót do własnych sił można by było nazwać cudem.
-O mój Boże...-Łucja złapała się za serce. Bolało ją. Nie wiedziała co było gorsze. Dawać jej nadzieje, że Marco przeżyje, czy to, że zginąłby od razu...
-Proszę się uspokoić i zachować spokój. W medycynie cuda się zdarzają... Niech pozostaną państwo silni.-odezwał się po raz ostatni i zniknął za drzwiami jednego gabinetu, zostawiając ich wszystkich oszołomionych, zdruzgotanych, obolałych i cierpiących. Płakali. Wszyscy.
"The worst part of it all wasn't losing him... It was losing me..."
-//-
Witam! W dwa dni tyle komentarzy! Aż mi się płakać chce, że tak doceniacie moją twórczość!
Wrzucam kolejny, w którym pojawiła się nuta nadziei, ale nie mogę wam obiecać, że tamten Marco wróci.
Trzymajcie się i bądźcie cierpliwe. Wszystko wyjaśni się w przeciągu kilku rozdziałów!
Kolejny? 15 komentarzy-20 komentarzy i wrzucam!
Kocham was:*
xx
Wrzucam kolejny, w którym pojawiła się nuta nadziei, ale nie mogę wam obiecać, że tamten Marco wróci.
Trzymajcie się i bądźcie cierpliwe. Wszystko wyjaśni się w przeciągu kilku rozdziałów!
Kolejny? 15 komentarzy-20 komentarzy i wrzucam!
Kocham was:*
xx
Rozdział bardzo smutny, Rozpłakałam się aż, To wszystko dzieję się tak szybko. Czekam na kolejny pozdrawiam Ola;/
OdpowiedzUsuńpowstrzymałam się od płaczu, jedynie z tego względu, że czytałam przy świadkach :') cały czas powtarzając sobie, to tylko opowiadanie. Łapiesz za serce, na prawdę. To jest cudowne, masz talent. Nie każdy by tak potrafił :) co teraz będzie z Lu? O Mario się nie martwie, ma przy sobie swoją część. Łucja niby też otacza się wspaniałymi ludzmi, ale Marco był jej całym życiem! Wątpie żeby się wybudził. Nie potarfię postawić się w jej sytuacji :( biedna. Pozdrawiam i czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńJenki jak mi smutno ;c Strasznie szkoda mi Lu. Tak bardzo wszystko przeżywa.
OdpowiedzUsuńKurcze dlaczego to wszystko tak się potoczyło ? ;'C Łucja i Marco tworzyli idealną parę.
No tak. Jeszcze jedno. Poryczałam się już na początku, a dalej było już gorzej.
Nie wiem czy wiesz, ale to co piszesz jest wspaniałe. :)
Pozdrawiam i czekam na następny! :*
Taki deszczowy dzień i wiesz co? Też ryczę,chociaż iskierka nadziei nie gaśnie. Wyobrażam sobie co przeżywa Łucja. Jak możesz ich tak ranić no :'(. Wierze,że Marco się wyliże. Dla Lu :) Nie...nie..nie. I tak jestem załamana. Pesymistka ze mnie i też mnie boli serce gdy to czytam. Wstrząsnęłaś nami wszystkimi,aż nie mogę w to uwierzyć.
OdpowiedzUsuńBuziaki kochana! ♥
Nie , tak nie może być. Czy tylko ja tak przeżywała , jak to czytałam? Mam nadzieje , że jednak Marco wróci do zdrowia i po jakimś czasie wszystko wróci do normy :) czekam z niecierpliwością na kolejny , całuski ;*
OdpowiedzUsuńMasz niesamowity talent, płakałam jak głupia czytając ten rozdział :) Proszę, nie kaz nam długo czekać na następny rozdział! :( buziak! :*
OdpowiedzUsuńJezzu, jak ty mogłaś im coś takiego zrobić? a miało być tak pięknie... uwielbiam twój styl pisania! masz talent! pozdrawiaam! #borussen.
OdpowiedzUsuńPłakałam czytając to i bie umiałam przestać. Nie wiem co napisać bo jestem tak zapłakana że łzy cały czas moczą mi ekran telefonu. Mam tylko nadzieję że nie będzie tak źle z Marco i wkrótce się wzbudzi. Jest silny i musi być silny! Pozdrawiam serdecznie :')
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest jednym z najwspanialszych które czytałam. <3
bardzo dobry rozdział. Tak jak napisałam pod poprzednim odc czuje ze to Robert zajmie miejsce Marco w życiu Łucji. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek.
OdpowiedzUsuńHelo !! To ja tu jestem specjalistką od smutnych zakończen :-P
OdpowiedzUsuńOczywiście że żartuje. W sumie sprytnie to sobie wymyslilas ;-) jestem pod wrażeniem twoich umiejętności :-*
Oglądałam dzisiaj piękny i bardzo poruszający film. Płakałam przez większość, a na sam koniec jeszcze to twoje opowiadanie które wzrusza <3
Jestem w szoku!
Liczę na szczęśliwe zakończenie :-*
Buziaczki <3 :-*
Niech Marco żyje błagam
OdpowiedzUsuńRozdział super chociaż jest tragiczny a zapowiadało się tak fajnie. Mam nadzzieje że jednak wszystko będzie dobrze.
Czekam na next ;-)
Od połowy rozdziału płakałam jak bóbr. :'(
OdpowiedzUsuńCzytając to miałam wrażenie że to już kiedyś się wydarzyło. W dalekiej przeszłości . A ty to ujęłaś w słowa. Piękne i wzruszające słowa. Wszystkie emocje które przeżywali bohaterzy, udzieliły się mi....
Mam nadzieje że Marco "kiedyś" sie wybudzi :(
Czekam na gorącego next'a <3
Pozdrawia ;3
Popłakałam się. W sumie to nadal płaczę.
OdpowiedzUsuńBiedna Łucja, biedny Mario, Robert... Tak strasznie mi ich szkoda. Lu przeżyję to najbardziej z nich, w końcu Marco to jej cały świat.
Właśnie... Marco... Coraz bardziej wątpię w to, że przeżyję. Tak jak powiedział lekarz, musiałby się zdarzyć cud, a cuda czasem się zdarzają, choć tutaj to ja już nie wiem czy coś pomoże.
Wkurzył mnie Marcel. Ja rozumiem, że jest wściekły na Lu i Marco, za to co mu zrobili, ale skoro był prawdziwym przyjacielem Reusa to powinien przyjechać do szpitala. A może faktycznie jeszcze spał, tak jak stwierdziła Lu, i niepotrzebnie na niego najeżdżam?
Nie wiem co mam napisać. Jest mi tak strasznie ich szkoda. Niby to jest tylko opowiadanie, ale przeżywam to tak, jakby się wydarzyło naprawdę. No i nie mogę przestać płakać. Tak jakoś.
Piszesz tak obrazowo, że każdą scenę mogłam sobie wyobrazić. Widzę leżącego Marco, podłączonego do respiratora, masa rurek i rureczek nad jego ciałem, zapłakaną Lu, zrozpaczoną Elenę, Roberta, kopiącego automat Mario, wszystko.
Takie rzeczy dzieją się w realnym świecie i chyba to jest najstraszniejsze. Bo prawdziwa miłość przezwycięży niby wszystko, nie? Nawet śmierć. Ale jak to tak żyć bez ukochanej osoby? Nie wyobrażam sobie, co zrobi Lu. Nie mam zielonego pojęcia.
Czeka mnie przygnębiający wieczór. Nie mogę znieść tego, że Marco umiera i... w ogóle tego wszystkiego. Oby tylko Robert, Elena i Mario byli cały czas przy Lu, żeby nie zrobiła nic głupiego.
Rozdział jest napisany świetnie, cudownie, fantastycznie... wymieniać dalej? Dzięki Twoim opisom widzę każdą scenkę na własne oczy i to jest piękne. Umiesz wywołać u czytelnika niesamowite emocję.
Czekam na kolejny i idę płakać dalej.
Dużo weny, kochana zdolniacho! ;*
boze nigdy jeszcze tak nie plakalam jak czytalam rozdzial ;(
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze stanie sie cud i Marco sie obudzi
Wzruszyłam się. Niech się stanie cud i Marco się obudzi. Niech będą wreszcie z Łucją szczęśliwy. Rozdział jest cudowny, jakbym sama to przeżywała, no po prostu cudo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:-****
Boże, od początku do końca ryczałam. Piszesz niesamowicie. Można się poczuć tak jak by się tam było. To jest wspaniałe. <3 Błagam Cię, niech Marco przeżyje, niech wydarzy się ten cud, niech on po prostu jest. Tak cholernie szkoda mi Łucji. Traci mężczyznę, którego kocha całym sercem, który jest dla Niej całym życiem. A Ona dla Niego. Marco musi przeżyć, musi się obudzić. On musi walczyć dla Lu, dla kobiety swojego życia. To nie może się tak skończyć. Oni muszą być znowu razem szczęśliwi, mają wziąźć ślub, mieć dzieci. Mają być ze sobą już na zawsze, na dobre i na złe. Ale żeby tak było Reus musi żyć. Szkoda mi Roberta, Mario, Eleny. Oni też cierpią, bo tracą swojego przyjaciela. Dobra kończę, bo się trochę rozpisałam. Powiem jeszcze, że czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Spraw, aby stał się cud, żeby Marco się szybko obudził. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOliwia ;)
Cały rozdział płakałam :( Marco musi żyć ! Wierzę, że się wzbudzi, ten cholernik jest strasznie silny. Nie zostawi Lu :) Pozdrawiam :) Gabi
OdpowiedzUsuńProszę Cię on musi żyć!
OdpowiedzUsuńMoże Lu będzie z Robertem... Opowiadanie bardzo ciekawe i trzymające w napięciu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze Marco bedzie zyl jeszcze dlugo i szczesliwie z Lucja. Blagam, niech on sie wybudzi.
OdpowiedzUsuńczekam na nexta już mega niecierpliwie! Wrzucaj kochana! :) :)
OdpowiedzUsuńLena! To, co napisałaś powyżej jest niesamowite, naprawdę!
OdpowiedzUsuńTak mi się ryczeć chciało przez cały rozdział, że nie zdajesz sobie sprawy. Marco na łożu śmierci, kurwa mać.
W dodatku wszystko umiem sobie zobrazować, wszystko widzę tak dokładnie oczami wyobraźni, że to aż niemoralne.
Widzę tego cudownego blondynka wśród białej scenerii i masę rurek odchodzących od jego ciała, widzę respirator, zalewającą się łzami Łucję, paskudną Anką z telefonem i uczuciowego Roberta oraz wgnieciony bok automatu po uderzeniu Mario. Jezu.
Jak przeczytałam, że szanse na powrót do formy dla niego jest niemal nierealny, to poczułam wewnętrzny smutek. Co muszą czuć jego koledzy z drużyny? Co musi czuć Lu, jak ona mocno to przeżywa. Biedna.
Jednak po deszczu zawsze wychodzi słońce i mam nadzieję, że tutaj też tak będzie! Że Reus się wybudzi, rozpoczną intensywną terapię, rehabilitację i wszystko będzie dobrze!
Najważniejsze, żeby się wybudził.
Buziaki kochana xx
Marco musi się wybudzić, po prostu musi. W końcu cuda się zdarzają, a on jest silny, na pewno im pokażę, że nie da się go tak łatwo pozbyć !
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma wokół siebie przyjaciół i ukochaną, ma dla kogo walczyć.
Anka totalnie mnie zdenerwowała, jak mogła w ogóle się tak zachować...szkoda słów...
Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg, mam nadzieję, że bardziej optymistyczny i nie będę znowu płakać : )
Pozdrawiam i buziaki : *
Ps. Na http://this-could-be-paradisee.blogspot.com/ nowy rozdział, zapraszam : )