Od jej przyjazdu 'tutaj' minęły już trzy tygodnie. Na początku było trudno i to bardzo. Przez pierwsze siedem dni mieszkała w tanim hotelu, bo mieszkanie, które miała wynająć było okupowane cały czas przez poprzednich domowników, którzy przynajmniej byli tak życzliwi, że zwrócili Łucji za tygodniowy pobyt w hotelu. Skąd ona miała pieniądze na wynajęcie mieszkania? Otóż jej rodzice od dawna odkładali jej pieniądze na przyszłość i wraz z ukończeniem trzyletnich studiów otrzymała je i dobrze wiedziała na co je zatrzyma. Nie była to mała, ale i nie wielka suma pieniędzy, ale na jakąś zaliczkę i kilka pierwszych 'rat' za mieszkanie z pewnością jej wystarczy. Tak samo jak na ubezpieczenie i te inne duperele, które były niezbędne do życia w nowym miejscu. Całe dwa tygodnie od dnia, w którym otrzymała klucze do swojego nowego mieszkanka, poświęciła przeprowadzce i zadomowieniu się. Co prawda nie mieszkała w luksusowym apartamencie, ale dwupokojowe mieszkanie zdecydowanie jej wystarczyło, aby stworzyć sobie ciepłą atmosferę. Podłużny korytarz, który prowadził do każdego pomieszczenia postanowiła pozostawić bez zmian. Uznała, że nie będzie wydawać pieniędzy na dodatkową farbę, jako, że lekki beż nawet dobrze współgra z białą, ogromniastą szafą typu komandor, w której Łucja usytuowała swoje kurtki, które ze sobą zabrała i wszystkie pary butów, które znalazły sobie miejsce w jej walizce. Rodzice obiecali jej, że wyślą w kartonach resztę rzeczy, ale do dziś ich jeszcze nie dostała. Na razie w owej szafie było skromnie i ubogo, ale cóż. To był czerwiec. Początki lata, sezonu i upałów. Na darmo była ludziom kurtka, bluza, czy nawet cienki sweter. W Dortmundzie termometry wskazywały nawet 25 stopni, więc większość mieszkańców chodziła w szortach, sukienkach, czy zwiewnych spódnicach. A buty? Buty, które miała ze sobą Łucja były wręcz nie odpowiednie na tę porę. Pomijając parę starych vansów, które kiedyś dostała na urodziny i jedną parę conversów, wszystkie stanowiły udrękę jeśli trzeba by było ubrać je na taki upał.
Kuchnia była naprawdę maleńka. Dziewczyna podejrzewała, że zmieściły by się do niej z góra trzy-cztery osoby. Mimo tego, była naprawdę bardzo przytulna. Wszystkie meble jakie ma są pozostawione przez właściciela mieszkania, który cóż, przyznać trzeba-gust ma. W tym pomieszczeniu meble również były białe co nie przeszkadzało Łucji, zważywszy na to, że w jej rodzinnym domu było podobnie. Po lewej stronie od wejścia przy złączeniu dwóch pokoi stała tak zwana, popularna 'kuchenna wyspa', przy której stały dwa wysokie, barowe krzesełka. Aneks kuchenny połączony był z również niedużym salonem, w którym stała trzy osobowa kanapa i dwa fotele a na środku usytuowany był niewielki stolik do kawy. Naprzeciw sofy swoje miejsce znalazł trzydziestodwucalowy telewizor, z którego nie często korzystano, bo w głowie Kulmaczewskiej była obawa nad wysokimi rachunkami za prąd. Tu o dziwo umeblowanie było ciemne. Głęboki brąz idealnie komponował się z odcieniem szarości na ścianach. Cóż, kolor ścian nie koniecznie przypadł jej do gustu, ale postanowiła, że może kiedy będzie już pracować i będzie miała pieniądze to zdecyduje się na mały remoncik w tym pomieszczeniu.
Największą rzeczą nad jaką ubolewała, była jej nowa łazienka. Cóż, nie była piękna, do tego te niebieskie kafelki, które tak ją drażniły. Jednak, ona sama łazienki nie wyremontuje, aż takich umiejętności to nie posiada. Co innego jest pomalować ściany, tak np. jak zrobiła ze swoją sypialnią, bo nie potrafiła zasnąć, patrząc na ostro różowe ściany. Domyśliła się, że ten pokój musiał należeć do córki byłych domowników. Nie mogła znieść tego intensywnego koloru, więc szybko postanowiła go zmienić. Choć jakość i wykończenie nie było perfekcyjne to sto razy wolała swoją niedopracowaną sypialnię w kolorze orzeźwiającej mięty niż tamto 'różowe coś'.
Dziś miała właśnie swoją rozmowę o pracę. Cóż, przyznać trzeba, że to z pewnością nie jest praca jej marzeń ale ona sama nie oczekiwała, że po przyjeździe tutaj od razu znajdzie dla siebie miejsce w jakiejś dużej korporacji i będzie zarabiać kilka tysięcy euro. Na razie musiała znaleźć coś dzięki czemu potrafiłaby utrzymać się tutaj i nie mieć problemów z finansami.
Ubrana w czarną spódnicę z wysokim stanem, sięgająca do połowy ud, którą zakupiła wczoraj na wyprzedażach w H&M specjalnie na tę okazję i zwiewną pastelową bluzkę wyszła z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz, który potem włożyła do beżowej torebki, którą w pośpiechu zarzuciła na ramię i wybiegła z bloku tak szybko jak tylko mogła w obawie, że spóźni się na autobus.
Po Dortmundzie poruszała się przeważnie komunikacją miejską. Aby zapamiętać dobrze rozkład jazdy autobusu spod jej bloku wydrukowała te informacje i powiesiła sobie na lodówce, aby owa 'wiedza' jej się utrwaliła. Niczym torpeda wysiadła z pojazdu i popędziła od razu w stronę niewielkiego baru na rogu ulicy. Kiedy tylko przeszła przez drzwi 'Plazy', bo tak nazywał się owy pub, od razu poczuła klimat nowoczesności. Głównie wszędzie było drewno. Krzesła barowe, sam barek i stoliki o kolorze gorzkiej czekolady. Tylko kanapy przy poszczególnych stołach były obite jasną, wręcz jaśniuteńką skórką. Całość prezentowała się naprawdę nienagannie, a sama Łucja poczuła się w tym miejscu dobrze. Zero przepychu, kiczu. Coś w jej stylu. Gdyby była tutaj w roli klientki na pewno by się na coś skusiła, zważywszy na wygląd przestrzennego pomieszczenia, urządzonego z gustem.
-Coś podać?-wysoka blondynka o niebieskich oczach podniosła głowę i popatrzyła w kierunku Kulmaczewskiej.
-Nie, nie... Właściwie to ja o pracę.-odpowiedziała lekko zestresowana wzrokiem tamtejszej pracownicy.
-A! To do szefa, chodź!-po raz pierwszy dziewczyna uśmiechnęła się w stronę Polki, którą po chwili zaprosiła na zaplecze i podstawiła pod mahoniowe drzwi boss'a.-No to powodzenia!
Łucja uchyliła lekko drzwi po tym jak usłyszała donośne 'proszę' po drugiej stronie. Na środku przy biurku siedział mężczyzna koło czterdziestki. Ubrany w czarne, jeansowe spodnie i łososiową koszulę wyglądał naprawdę nieźle. Jednym gestem zaprosił blondynkę w swoją stronę i rozpoczął z nią trzydziestominutową rozmowę, która zakończyła się pozytywnie dla Lu, która w finale usłyszała słowa 'Witamy na pokładzie!'.
Dzisiejszego wieczoru Marco popadł w naprawdę głęboką monotonię. Krzątał się po swoim luksusowym apartamencie, który obecnie wyglądało jakby przeszło przez nie potężne tornado. Jego torba treningowa leżała w kącie, na stole w kuchni porozrzucane były jakieś listy i karteczki, a w salonie wszędzie były jego ciuchy. Na kanapie było kilka bluz, a na fotelu obok wisiały jego czyste, wyprane bokserki i kilka par spodni. On sam nie należał do czyścioszków i choć lubił porządek to nigdy nie potrafił utrzymać go w swoim mieszkaniu. Znudzony i przytłoczony wszystkim co było wokół niego chwycił za kluczyki od sportowego Lamborghini i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
Po kilkunastu minutach zajechał pod dom swojego najlepszego przyjaciela i szybkim krokiem udał się pod drzwi, do których zadzwonił wiszącym obok dzwonkiem. Po chwili otworzył mu je Robert, a ten nawet nie czekając na zaproszenie wparował do domu Polaka i walnął się wręcz na jego ciemną kanapę w salonie.
-A Ty co tu?-spytał zaciekawiony brunet, który właśnie pojawił się w pokoju ze szklanką wody podając ją przyjacielowi.
-A tak sobie przyjechałem. Dopadła mnie nuda.-opróżnił szklane naczynie i odstawiając je na stolik, oparł głowę o oparcie.-Weź wyjdziemy gdzieś.
-Gdzie?
-Chodźmy do klubu-stwierdził.
-A nie ma mowy! Zapomnij!-z miejsca od razu podniósł się Lewandowski-I co? Znowu chcesz się schlać, wyrwać jakąś dziewczynę i ją zaliczyć? Nie ma mowy!
-No weź! Stary, kurde, chodź! Będzie fajnie!
-Nie! Nie ma takiej opcji. Julka by mnie chyba zabiła!-uspokoił się i usiadł z powrotem na myśl o swojej narzeczonej. Wręcz się rozczulił.
-To gdzie ona jest, pogadam sobie z nią.
-Pojechała do supermarketu i zapomnij o tym. Jak chcesz iść do klubu to znajdź sobie innego przydupasa, który sobie z Tobą pójdzie i znów będzie Cię niańczył, żebyś żadnej głupoty nie zrobił. Ja się na to nie piszę.
-Dobra, dzięki. Znajdę sobie 'INNEGO PRZYDUPASA'.-poirytowany zaakcentował ostatnie dwa słowa i wyszedł z mieszkania przyjaciela w szybkim tempie. Wsiadł do samochodu i trzasnął z impetem drzwiami po czym cały w złości pojechał do klubu. Cel na dziś? Upić się, poderwać jakąś łątwą dziewczynę, przelecieć ją i zapomnieć. Nic wyjątkowego dla niego. Rutyna, codzienność? Jakkolwiek to nazwać dla niego to nic złego. I nie dostrzega tego, że postępuje źle. Wszyscy próbują go ratować i go zmienić ale nic mu nie pomaga. Może potrzebuje po prostu kogoś? Może ktoś musi go uratować?
-//-
Kochane! Jest dwójeczka! Co prawda nie zachwyca ale myślę, że też nie jest najgorzej :). Przepraszam was za zaległości-już je nadrabiam i będę komentować! Mam nadzieje, że się nie obrazicie na mnie, choć wiem, że i tak już mocno nadużywa waszą cierpliwość i dobroć!
Będę starała się pisać rozdziały mniej więcej co tydzień w każdą sobotę bądź niedzielę. Zależy od mojego wolnego czasu.
Buziaki moje kochane, trzymajcie się!
xoxo
Na razie jest dosyć tajemniczo, ale cierpliwie czekam na rozwój sytuacji ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, czekam na kolejny i pozdrawiam ;*
Zapraszam pomimowszystkokocham.blogspot.com
Ciekawie się zapowiada. :) Dodaj szybko następny, jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. Szkoda mi Marco. :( Ciekawe kiedy pierwszy raz spotka Łucję, już nie mogę się tego doczekać. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. :*
OdpowiedzUsuń