niedziela, 13 kwietnia 2014

07


    Obudził go huk otwieranego okna. Wybiegł szybko spod ciepłej kołdry i w dynamiczny sposób podbiegł do okna. Jednym ruchem uporał się ze skutkiem silnej wichury, po czym zrezygnowany podszedł ponownie do łóżka i zasiadł na nim. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 5:08. Palcami przeczesał swoje blond włosy i po prostu cały swój ciężar ciała przeniósł na tapczan swojego wielkiego łoża. Kac go męczył... Łucja go męczyła. To już 4 miesiące mija od tamtego 'feralnego' wydarzenia. Od tamtej pory Kulmaczewska nie odezwała się do Marco chyba nawet ani słowem. Próbował ją zaczepić, pogadać, wyjaśnić ale ona nawet nie chciała go słuchać. Wielokrotnie pojawiał się w Plazie, zamawiał coś do picia i czekał na okazje. Ale ta nigdy nie nadchodziła. Za każdym razem kiedy pokazywał się w barze to Elena go obsługiwała. Jedynie dwa razy Lu podała mu piwo ale wtedy nawet na niego nie spojrzała. Kolejnym razem zjawił się pod jej blokiem. Po kilku godzinach czekania na jej osobę, udało mu się tylko zobaczyć dziewczynę na balkonie. Wyszła z kubkiem gorącego napoju, sącząc go, rozmawiała z kimś przez telefon. To go uspokajało... To kiedy na nią patrzył, myślał, słyszał jej głos... I to było dziwne. To było czymś co ciężko opisać. I to go dręczyło. To, że nie potrafił normalnie żyć. Jego pragnienie było jednocześnie jego największą zmorą...

    Poderwał się znowu. Nie mógł znieść tego uczucia. Powędrował do łazienki, gdzie odkręcił kran i jednym ruchem rąk orzeźwił swoją twarz lodowatą wodą. Spojrzał w lustro i zobaczył w nim znów tego zmęczonego chłopaka... Padniętego, obolałego, zniechęconego do wszystkiego mężczyznę, który gdzieś tam po drodze zagubił się w tym wszystkim. Tak naprawdę, jeśli ktoś spytałby się go czy już pogodził się z tą sytuacją rodzinną i świadomością, że ludzie, którzy wychowywali go od dziecka, tak naprawdę nie są jego rodzicami, odpowiadając "Tak", skłamałby. Nadal się męczy, myśląc o tym. Pamięta ten wieczór, w którym przypadkiem dowiedział się o prawdzie. O prawdzie, która go zabolała. O prawdzie, która zmieniła go diametralnie. Jak może poczuć się osoba, która po 23 latach swojego życia zasięga tak trudnych i ważnych informacji. On sobie tego nie wyobrażał. W sumie nikt sobie tego nie wyobrażał.

   

      Zegar wybił godzinę 10:00. W pokoju rozległ się dźwięk budzika, który działał na Łucję jak automat. Ta, tylko go słysząc, od razu podrywała się do góry, przeciągała i zakładając swoje czarne, cieplutkie kapcie, wychodziła z łóżka. Tak było również i tym razem. Po wykonaniu tych wszystkich czynności, skierowała się do kuchni. Stanęła u progu pomieszczenia i oparła się o framugę. Uśmiechnęła się kiedy zobaczyła go, pichcącego śniadanie. Chłopak starał się jak mógł ale smażenie naleśników nie szło mu za dobrze. Jeden był tak spieczony, że musiał od razu wywalić go do śmieci, bo był niejadalny. Drugi rozpadł mu się na kilka kawałków. Zaśmiała się głośno i on wtedy zorientował się, że nie jest sam. Odwrócił się i podszedł do niej, tuląc ją bardzo mocno, po czym delikatnie pocałował ją w czoło. Lu bez namysłu przejęła stery i zabrała się za kończenie naleśników. W sumie, mogłaby pozwolić mu dalej robić swoje ale za równo ona jak i on są bardzo głodni i oboje marzą już tylko o śniadaniu.
-Jak się spało?-podszedł do niej od tyłu i objął ją w talii, kładąc swoją głowę na jej ramieniu.
-Przy Tobie, jak zwykle wyśmienicie!-zaśmiała się pod nosem-A Tobie?
-Nie no, nie powiem. Łóżko masz wygodne.-ucałował ją w policzek i odsunąwszy się od Polki, zasiadł na barowym krzesełku.
-Też tak sądzę.-uśmiechnęła się-Co Cię naszło, żeby wcześniej wstać i usiłować zrobić naleśniki?
-Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko... Nawet jeśli miałoby to trwać całą wieczność!
-Och, nie słodź tak, Marcel!
-Na którą dziś masz do pracy?
-Na 15...-mina od razu jej zrzedła na myśl o nadchodzącym wieczorze w barze.
-Zawiozę Cię.
-No co Ty! Pojadę autobusem!
-Nie będziesz mi jeździła zatłoczonym pojazdem, w którym mogą Cię okraść-jego ton głosu był naprawdę stanowczy. Zsiadł z krzesełka i podszedł do dziewczyny.
-No dobra, dobra...-pokręciła głową z dezaprobatą na jego tok myślenia, po czym podała mu talerz z naleśnikami, a ten poczekał na Łucję i oboje zaczęli konsumować swoje śniadanie.


      Już dziś kolejny mecz Borussii Dortmund. Na razie sytuacja w tabeli wygląda w miarę dobrze. Na dzień dzisiejszy BVB trzyma się tuż za Bayernem Monachium. Dzieli ich zaledwie jeden punkt. Wszyscy patrzą na przyszłość bardzo optymistycznie, a sympatycy Dortmundzkiego klubu ciągle powtarzają, że to właśnie oni zdobędą w tym roku wszystkie możliwe trofea. Od godziny 14:30 wszyscy piłkarze przechodzą półgodzinną rozgrzewkę, potem udają się do szatni na ostatnie rozmowy z trenerem, ubranie klubowych strojów i ostatecznym skoncentrowaniem się nad meczem. Jak zwykle wszyscy są bardzo skupieni i starają się myśleć tylko o nadchodzącym wielkimi krokami spotkaniu. Tak było też tym razem. Na Signal Iduna Park rozbrzmiał pierwszy gwizdek sędziego. Ku zdziwieniu wszystkich to Wolfsburg częściej atakował ale nie potrafił wykończyć sytuacji precyzyjnym strzałem, bądź kiedy już strzelali to Weidenfeller bronił wszystko co tylko możliwe. Na przestrzeni tylu lat można spokojnie powiedzieć, że bramkarz Borussii jest to piłkarz, który nigdy nie zawodzi kibiców, trenerów, chłopaków z drużyny, a nawet samego siebie. Tak cudowny bramkarz, a tak niedoceniany...
      W 26 minucie gry, po doskonałej kontrze BVB, Lewandowski strzelił gola na 1-0. Wszyscy się cieszyli. Nawet Marco, który może udawał, a może nie, ale podszedł do przyjaciół i uściskał się z nimi. Taki wynik utrzymał się do końca pierwszej połowy. Borussia grała przeciętnie ale wszyscy liczyli, że Klopp poderwie swoich zawodników w szatni. I nikt się nie zawiódł! Żółto-czarni wyszli na boisko ponownie i od razu, po jednej minucie Reus skierował piłkę w okienko bramki. Efektownym strzałem popisał się też Goetze, który trafił z linii pola karnego. No i na koniec jeszcze po główce Hummelsa, Dortmundczycy dobili swojego rywala, wygrywając z nim, aż 4-0, po dość słabej, pierwszej połowie. To własnie magia gry. Każdy klub może się podnieść podczas przerwy i wyjść w zupełnie innym nastawieniu. Dziś się podnieśli i w drugiej połowie zagrali naprawdę dobre spotkanie.
-To co? Dziś świętujemy w Plazie?-odezwał się Mario, który własnie wyszedł spod prysznica.
-Tak!-odkrzyknięto chórem. Tylko Marco siedział na swoim miejscu i nie odzywał się ani słowem.
-Ej, stary!-podszedł do niego Robert i objął go ramieniem.-Weź się ogarnij! Masz obsesję na punkcie tej całej Łucji. Zapomnij o niej. Dała Ci kosza i pogódź się z tym. Ileż można, stary... Wróć do żywych!
-A daj mi spokój!-blondyn uniósł się.
-Ona nie jest tego warta. Marco, weź przejrzyj na oczy.
-Odczep się!! Sam dobrze wiem czy jest tego warta czy nie. Zluzuj!-Reus podniósł się z miejsca i szybko udał się pod prysznic, nie mając ochoty na wdawanie się w dalszą dyskusję ze swoim przyjacielem.


    Elena i Łucja pracowały na najwyższych obrotach. Ludzi było pełno. Spodziewały się, że w sobotę wieczorem mogą być tłumy, ale że aż takie? Tego, na pewno nie przewidziały. Nie było nawet chwili wytchnienia. Cały czas coś podać, coś wytrzeć, coś zabrać, kogoś obsłużyć. Znowu wszystko się plątało i działo w zastraszająco szybkim tempie. Kiedy Łucja wróciła za bar i mogła napić się choć łyka wody zauważyła znajomego mężczyznę, wchodzącego właśnie do pomieszczenia i podchodzącego do niej. Tak, to był on... Thomas! Ten Thomas, który był to ostatnio i też zaczął się rzucać. O co mu właściwie chodzi? Lekko wzdrygnęła ale obiecała sobie, że będzie twarda i stanowcza.
-Jest szef?-spytał.
-Nie-nie podniosła nawet wzroku tylko zabrała się za nalewanie piwa, które musiała zanieść do stolika numer 5.
-Będzie?
-Nie-powtórzyła się i biorąc ze sobą tacę z dwoma kuflami, wyszła zza lady. Kiedy miała zamiar go ominąć, ten chwycił ją za łokieć, co spowodowało, że dziewczyna się zatrzymała.
-Nie wierzę Ci.
-To uwierz...-spojrzała mu pewnie w oczy i już miała znów ruszać przed siebie, kiedy Thomas popchnął ją do tyłu przez co Kulmaczewska upuściła tacę, a ogromne szklanki stojące na niej rozbiły się na tysiące kawałeczków. Nagle wszyscy klienci zwrócili swój wzrok na wystraszoną pracownicę tego baru. Oczy jej się powiększyły ze strachu, a serce zaczęło bić jeszcze mocniej kiedy potężny Niemiec podszedł do niej o dwa kroki bliżej. W pewnym momencie uniósł swoją dłoń i złapał Polkę za jej długie blond włosy, po czym uniósł jej twarz do góry, tak by ta spojrzała mu w oczy. Wszyscy zamarli. Elena właśnie uniosła wzrok i cała zaniepokojona przyglądała się tej sytuacji. Nie wiedziała jak się zachować. Powinna podejść? A jeśli wtedy on skrzywdzi Lu?
-Grzeczniej ślicznotko... Nadal jesteś taka pewna siebie?-zaśmiał się szyderczo, wiedząc, że ma nad nią przewagę. Ba! Ma nawet przewagę nad nią i Eleną razem wziętych.-Teraz, zaprowadź mnie do szefa.-wciąż nie puszczał jej włosów i patrzył się na jej wystraszoną minę.
-Szefa... nie... ma...-robiła pauzy między słowami, bo nie wiedziała, czy dobrze robi. Ale mówiła prawdę. Szefa nie było. Od dawna go nie widziała.
-Nie pogrywaj ze mną!-syknął, po czym wyładował wszystkie swoje emocje, uderzając dziewczyną prosto w twarz, na co ta upadła bezwładnie na podłogę. Elsner wystraszyła się kiedy zobaczyła nie podnoszącą się przyjaciółkę. Nikt nie reagował. Wszyscy siedzieli i patrzyli na to co właśnie się dzieje. Leżąca blondynka złapała się za policzek. Była pół przytomna. Thomas znów się do niej zbliżał. Nagle poczuła na sobie czyjeś dłonie. Z początku myślała, że to dłonie Eleny ale po chwili zorientowała się, że są to męskie ręce. Nie do końca kontaktowała co się dzieje. Poczuła jak jej ciało podnosi się z ziemi, a wokół słyszy pełno przekleństw, a potem nagle huk bijącego się szkła-ponownie.
-Lu, Lu!! Słyszysz mnie?! O mój Boże!!-brunetka zaczęła krzyczeć, widząc ledwo przytomną, zamroczoną przyjaciółkę.
-Jeszcze tu wrócę, zobaczycie!-gdzieś w tle można było dosłyszeć ostatnie słowa Thomasa, który został wypędzony przez... no właśnie! Dwóch piłkarzy Borussii Dortmund! Nagle Polka totalnie odleciała. Już nic nie słyszała ani nic nie widziała. Po prostu zemdlała...



     Gwałtownie poderwała się z łóżka, ciężko oddychając. Nie wiedziała co się dzieje, ani gdzie jest. Była wystraszona. Podparła się na łokciach i kiedy ujrzała siedzącą na krześle przy łóżku Elenę, momentalnie się uspokoiła. Jedną ręką przeczesała włosy i złapała się za policzek, który niemiłosiernie ją bolał. Przejechała palcem w dół i poczuła, że tuż przy kąciku wargi ma ranę, która lekko ją piekła. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała i od razu zorientowała się, że jest w szpitalu. Wróciła wspomnieniami do przeszłości i zinterpretowała, że ostatnie co pamięta to to, że była w barze i przyszedł Thomas... Tak! Przyszedł! Uderzył ją?
-Jak się czujesz?-spytała zatroskana.
-Dobrze... Co się stało?
-Nie pamiętasz?-zdziwiła się.
-Wiem, że byłyśmy w pracy. I przyszedł Thomas...
-Nie martw się, już jest dobrze...-posłała jej uśmiech, który miał dodać jej otuchy.
-Czemu on... ?
-To dupek. Już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Dopilnujemy tego!
-Dzwoniłaś do Marcela?-przerwała chwilę ciszy, kiedy przypomniała sobie o swoim chłopaku.
-Tak, ale nie odbiera... Jak tylko odbierze to go....
-Nie!-przerwała jej blondynka-Nie mów mu o mnie. On wyjechał dziś na turniej do Holandii. Pamiętasz? Mówiłam Ci...
-A tak! Ale chyba możemy go zawiadomić...
-Nie, nie chcę go martwić.
-W porządku...-Elena uśmiechnęła się w stronę przyjaciółki, wstała i mocno ją przytuliła-Przepraszam, że Ci nie pomogłam...
-To kto mi pomógł?-Lu zmarszczyła brwi i nie kryła zdziwienia. Podrapała się po głowie, kiedy jej przyjaciółka wstała z uprzednio zajmowanego miejsca.
-Właściwie...-wzięła głęboki oddech-...Na korytarzu jest ktoś kto chciałby z Tobą porozmawiać. I nie gniewaj się! Pomógł Ci...-w tym samym momencie, drzwi do sali uchyliły się, a po chwili wychylił się zza nich Marco. Tak, ten blondyn. Ten, którego unikała. A teraz nie miała dokąd uciec, gdzie się skryć... Siedziała na łóżku, a on kilka centymetrów od niej, na metolowym krześle. Patrzyła przez chwile w podłogę i starała się go zignorować ale czuła, że nie może tego robić. Poczuła się głupio, nieswojo. Zostali zupełnie sami...
-Błagam nie uciekaj wzorkiem...-szepnął tak subtelnie jak jeszcze nigdy nie było dane jej usłyszeć. Był łagodny, zrównoważony...-Mógłbym teraz wyjaśnić Ci to wszystko... Mógłbym powiedzieć Ci to wszystko, co pragnę powiedzieć Ci od tamtego lipcowego wieczora. Mógłbym, bo wiem, że nie masz teraz gdzie uciec... Wiem, że wysłuchałabyś mnie, nawet jeśli nie masz na to ochoty. I może właśnie tracę swoją ostatnią szansę na zrobienie tego ale... Po prostu...
-Przepraszam-przerwała mu.-Za wszystko. Za to jak się zachowałam, że Cię zbywałam. Przepraszam, że nie potrafiłam spojrzeć Ci w oczy po tym wszystkim... I przepraszam, za to, że jestem powodem dla którego potrafisz się uśmiechać. Przepraszam, za to, że nie mogę być tym kim chcesz, abym dla Ciebie była. I przepraszam ale.... -zamilkła-Przepraszam, że pozwalam Ci odejść...-z jej oczu poleciały pojedyncze stożki łez. Spływając, po lewym, obolałym policzku, przypominały o tym, że to dzięki niemu uniknęła dalszych działań Thomasa wobec niej. Czemu płacze? Przecież, oni prawie w ogóle się nie znają. Ona nie ma o nim tak naprawdę zielonego pojęcia! Przecież, on nie był dla niej nikim ważnym, więc dlaczego wymawiając swój słowotok tak bardzo ją to bolało i tak bardzo boli kiedy patrzy na niego i widzi jak to jego bardzo boli. Jak go rani... Nie chciała, żeby tak wyszło... Ale ona kocha Marcela. Może gdyby zdążyli się poznać lepiej, zanim ona spotkała Fornella, wszystko wyglądało by teraz inaczej. Może po prostu płacze, bo jest jej przykro? Bo jest jej przykro, że rozczarowała kogoś. Ale zanim tu przyjechała obiecała sobie, że będzie żyła dla siebie i dla swojego szczęścia i dlatego tak się teraz dzieje? Bo czuje, że kocha Marcela...
      Marco podszedł do niej, nachylił się nad nią i delikatnie, jakby bał się, że ją skrzywdzi, ucałował ją w czoło i bez słowa wyszedł... Odszedł... Na dobre?


"And I can think of a thousand reasons why,
I don't believe in you, I don't believe in you and I"


-//-
Tak, tak, wiem! Zawaliłam na całej linii! Zaczynając od treści dzisiejszego rozdziału, kończąc na mojej trzytygodniowej przerwie. Mam zamiar wam wszystko opowiedzieć, ale uprzedzam, że to pewnie trochę zajmie, więc jeśli ktoś jest w tym momencie zmęczony moim gadulstwem, to lepiej to omińcie. 
A więc tak. Tak jak mówiłam, dwa tygodnie temu byłam w Warszawie. I tu mogę się pochwalić, że byłam na tym Pucharze Fifa, może wiecie o co chodzi ;). Wygrałam wejściówki i udałam się w samotną podróż do stolicy, gdzie czekała na mnie siostra. Było naprawdę fajnie. Dużo atrakcji, mili ludzie. Warto było. Widziałam także skoczków narciarskich! Kochane, akurat tak trafiłam, że 29 marca był meeting z nimi w Złotych Tarasach! Widziałam ich na żywo, są bardzo sympatyczni. Niestety nie udało mi się zrobić z nimi zdjęcia gdyż tłumy były ogromne ale najważniejsze było dla mnie, że mogłam spełnić jedno ze swoich marzeń i zobaczyć ich na żywo. Coś wspaniałego! 
Tak, więc, wróciłam z Warszawy do rodzinnego miasta w niedziele po 16 i nie wracałam do domu tylko od razu jechałam na turniej, na którym jedynie mogłam kibicować... 
Zaś tydzień temu, w naszym mieście była organizowana charytatywna akcja, propagująca integrację z dziećmi niepełnosprawnymi, którą swoją drogą ja prowadziłam. Tak, więc cały poprzedni weekend skupiałam się na tej imprezie. Naszym gościem specjalnym był tancerz z Got to Dance-Sheva, która zajął trzecie miejsce dwa lata temu! Naprawdę cudowny tancerz, który wsparł nas na duchu, podpowiedział co mamy robić i mówił, abyśmy nigdy nie poddały się mimo kontuzji, co wsparło mnie trochę na duchu i jestem dobrej myśli, a przynajmniej staram się być. 
Tak, więc przeleciał moje dwa poprzednie weekendy. Chciałam dodać coś w tygodniu ale musiałam nadrobić materiał i uczyć się na sprawdziany. Teraz już tylko trzy dni... Właśnie! Tylko i aż! Przez te trzy dni muszę napisać pracę klasową z polskiego, sprawdzian z chemii, zaliczyć układ kostny z bio, nauczyć się mapki surowców mineralnych na gegrę, spróbować zaczaić dwa tematy z fizyki na kartkówkę i napisać pracę klasową z angola. Tylko na to ostatnie nie muszę się uczyć, bo angielski przychodzi mi łatwo. Ogólnie nie mam wiele czasu. Kiedy wracam do domu po szkole zazwyczaj pisze z moją wifey, która mieszka ode mnie bardzo daleko :( :(, potem robię lekcje, zasypiam późno, wstaję wcześnie. W szkole mówią mi już, że wyglądam jak zmora, bo się nie wysypiam, także, chyba naprawdę coś się dzieje... 
A co do meczów. Mecz z Realem? Mecz marzenie! Szkoda, że nie udało się nam awansować, ale mimo tego jestem cholernie dumna z chłopaków i cholernie dumna z tego, że mogę im kibicować! Odeszli z honorem, a mało brakowało do dogrywki. Za to wczoraj z Bayernem pokazali wysoką klasę. Wiedziałam, że wcale nie będziemy gorsi od Bawarczyków! Znów chłopaki pokazali, że nie trzeba mieć wspaniałych indywidualności ani kasy na koncie, żeby stworzyć dobrą drużynę. Kocham ich nad życie!! 
I już ostatni temat jaki poruszę, obiecuje. Już wiem, ze pewnie mało kto dotrwał do końca ale już kończę! :) Tak więc, postaram się nadrobić wszystkie zaległości w przeciągu nadchodzącego tygodnia. Na święta jadę z rodzicami i siostrą nad morze do znajomych, więc pewnie nieźle się wynudzę i znajdę czas na napisanie rozdziału. A przynajmniej takie mam plany! Co prawda, przyjaciele rodziców mają syna o rok starszego ode mnie, ale on jest dzieckiem gier. Nie interesuje się nogą, ani żadnym innym sportem praktycznie, więc ciężko nam się dogadać, także przypuszczam, ze nieźle się tam wynudzę przez ten czas... Mam nadzieje, że uda mi się dodać jak najszybciej i jak najszybciej nadrobić wszystko u was. 
Dziękuję za wszystko kochane, raz jeszcze przepraszam najmocniej z całego mojego małego serca za tak długą nieobecność i za tę końcówkę rozdziału! Mogę tylko dodać, że warto mieć nadzieję jeśli chodzi o Marco i Łucję! :) 
xoxo, El 


12 komentarzy:

  1. Kochana,tym razem to ja cię przepraszam.
    Chciałam być na każdym blogu na bierząco,ale tak po prostu się nie da,miałam cicho nadzieję,że się wyrobię.Nie każdy twój rozdział komentuje,ale zawsze czytam.Wiesz doskonale jak to jest,ledwo zdązysz napisać u siebie na blogu a już musisz iść,posprzątać,uczyć się i na pewno swoje życie prywatne też musisz zrealizować więc JA PRZEPRASZAM CIĘ za to że nie zawsze zostawiłam po sobie ślad choć wiem jak to motywuje.
    A co do rozdziału to wiesz oczywiście że jak zawsze świetny,ale coś czuję że namieszasz,tylko nie mów że Marco zniknie z jej życia nie może,nie pozwalam!Czekam na kolejny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://dietka34.blogspot.com/
      Mój blog o diecie.Zapraszam

      Usuń
  2. Jak napisałaś, że warto mieć nadzieję jeśli chodzi o Marco i Łucję to kamień spadł mi z serca :) On jej potrzebuje, bardzo potrzebuje... a ona... cóż on ją na pewno zaintrygował, a może coś jeszcze tylko Lu nie za bardzo chce się do tego przyznać sama przed sobą :) W każdym razie kibicuję tej dwójce :) Zapraszam do siebie :
    http://www.bo-ty-i-ja.blogspot.com/
    http://naprzeciw-marzeniom.blogspot.com/
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że znajdziesz czas by do mnie zajrzeć :) Dodam, że mam w planie ( a nawet już napisaną) historię o Marco :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne ! :) Kolejny świetny rozdział. Szkoda mi Marco i Łucji, ale cieszę się, że napisałaś, że trzeba mieć nadzieję co do nich i mam nadzieję, że kiedyś będą razem. Czekam z niecierpliwością na następny.
    PS. Powodzenia na tych wszystkich sprawdzianach i wogóle. I zdrówka życzę. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana ! Czytam Twój komentarz pozostawiony u mnie, który sprawia uśmiech na mojej twarzy i zaraz czytam Twój rozdział. I Ty mi piszesz, że zazdroscisz mi talentu ? Ty chyba żartujesz ! Ty masz talent! Jesteś niesamowita ! To opowiadanie to coś wspaniałego, wyjątkowego, nadzwyczajnego. Czytam i przenoszę sie w inny świat. I tylko wyczekuję kolejnych rozdziałów. To ja mogę się uczyć od Ciebie ! Jesteś wielka ♥
    Co do rozdziału... Rozwalił mnie totalnie. Końcówka całkiem... Czytałam to ze łzami w oczach, bo...liczyłam co prawda na to, że między nimi jednak coś tam będzie. I na początku, jak przeczytałam że Łucja jest z Marcelem to już całkiem byłam w szoku !
    Ale Łucja chyba nie jest aż tak obojętna na Reusa skoro...cos poczuła, coś ją tknęło...
    A jak widzę, że trzeba mieć nadzieję co do nich to jestem bardzo zadowolona. Jestem strasznie ciekawa jak dalej potoczą sie ich losy, naprawdę !
    Czekam więc niecierpliwie na następny rozdział !
    Pozdrawiam, Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam cię do LBA, więcej u mnie : http://marco-maja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja dotrwałam do samego końca. Zawsze czytam wszystko włącznie z "dopiską" ;) Powiem Ci, że masz MEGA talent. Dziewczyno rozdział powala na kolana! Naprawdę. Do tego ta końcówka, łzy w oczach są. Ale to powinnaś się cieszyć, że potrafisz wkręcić swoje czytelniczki w inny świat. Dziękuję Ci za to. Bardzo fajnie piszesz i przyjemnie się to czyta. W ogóle nie spodziewałam się, że Łucja będzie z Marcelem, ale to plus dla Ciebie. Mieszania nigdy mało. Choć myślę, a raczej jestem tego w stu procentach pewna, że Łucja czuje coś do Marco. To takie moje przemyślenia. Czekam wytrwale na kolejny rozdział, już ósmy. Szybko leci, a czytam od początku. Tylko moje lenistwo wrodzone przeplatane z brakiem czasu, nie pozwoliło mi komentować. Rozumiesz... xd Buziaki, kochana! Dużo weny.
    http://2szansa.blogspot.com/2014/04/opis-postaci.html - zapraszam na nowość :)

    Wesołych Świąt życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  7. po pierwsze kochana i najważniejsze, dziękuję dziękuję za to,że skomentowałaś moją nową historię we-are-only-friends bo dzięki temu mogłam trafić na takie cudo! dzisiaj zamiast uczyć się geografii i tych innych na egzaminy to ja czytam i czytam i nadziwić się nie mogę! opowiadanie jest absolutnie przefantastyczne, twój styl pisania jest cóż.....godny pozazdroszczenia! soundtrack....absolutnie świetny a może dlatego,że w tym wszystkim widzę moją muzykę? The XX czy Snow Patrol? Bohaterka ma ten sam dzwonek co ja jeszcze do niedawna, haha :D no mam nadzieję,że rozwiniesz to i nadal będzie tak ciekawie jak dotychczas :D
    Zapraszam do mnie, gdzie cóż.... za jakiś czas na pewno pojawi się coś nowego bo postanowiłam wrócić do blogowego świata, za którym strasznie się stęskniłam.
    Wesołych, spokojnych Świąt!
    Buziaki :*
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  8. odkryłam to opowiadanie :)
    To jest świetne.
    Poryczałam się, ale to u mnie normalne. Dziekuję ♥
    Ta historia jest bardzo wciagająca, na pewno będę tu często zaglądać :)
    biedny Marco :(
    Czekam na nn.
    Buziaki:*
    http://powrotyirozstania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej ! Nominowałam Cię do Liebster Award :3
    http://alex-and-mario.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  10. dopiero trafiłam na tego bloga <3 ale jest piekny <3 przeczytalam wszystkie rozdzialy <3 i masz ogromny talent swietnie piszesz <3 czekam nann <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też dopiero trafiłam na Twojego bloga i nie żałuję, jednym tchem przeczytałam wszystkie rozdziały i z niecierpliwością czekam na następny. Masz ogromny talent, naprawdę świetnie piszesz. Jak można uderzyć dziewczynę? W Twoim opowiadaniu jeszcze z nimi gra Mario, chciałabym żeby tak było naprawdę. W wolnej chwili zapraszam na mojego bloga :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń