niedziela, 6 lipca 2014

16

     

           Święta Bożego Narodzenia-czas, w którym wszyscy spotykają swoją rodzinę, bliskich przyjaciół, zasiadają do wspólnego stołu, rozmawiają, jedzą wigilijną kolację, wymieniają się swoimi spostrzeżeniami i przeżyciami... Każdy ma do siebie wielki szacunek i każdy jest na równi. Nie ma lepszych i gorszych. I taki dzień zdarza się tylko raz w roku. Tylko w ten jeden dzień rodzina gromadzi się, by wspólnie spędzić ten radosny czas świąt Bożego Narodzenia.
           Od rana w mieszkaniu Łucji trwały przygotowania. Co prawda, to święto spędzali w tym roku tylko we trójkę. Ona, mama i tata. Skromnie, ale tak chyba najlepiej. Lu zapraszała Marcela ale ten inteligentnie wykręcił się, mówiąc, że rodzice zaprosili go wcześniej i obiecał im swoją obecność. Może i to było prawdą, choć Lu sądziła, że chłopak po prostu się wystraszył jej rodziców. W sumie, kiedy oni go poznali nie byli jakoś specjalnie nim zachwyceni i dało się to po nich zobaczyć. Darek stwierdził nawet, że "Marcel nie ma jaj" i najzwyczajniej w świecie boi się konfrontacji z Polakami.
            Diana pichciła coś zacięcie w kuchni i mogła spokojnie liczyć na pomoc córki i męża. Łucja była wszędzie. Najpierw sprzątała mieszkanie, potem zabrała się za lepienie pierogów. Och, jak ona je uwielbia! A jej mama robiła najlepsze ruskie pierogi jakie Matka Ziemia widziała! Ojciec przygotowywał na dziś rybę, bo uznał, że nie ma wigilii bez tradycyjnego Karpia. I choć jego kobiety na bank nie będą tego jadły, bo mają wstręt do ryb, to Kulmaczewski nie złamie tradycji.
           Łucja stanęła w przejściu łączącym korytarz z kuchnią i oparła się o framugę drzwi. Uśmiechnęła się delikatnie widząc ten widok. Od razu przypomniały jej się lata dzieciństwa. Kiedy była małą dziewczynką dokładnie tak to wyglądała. Pomagała mamie lepić pierogi, sprzątać, a tata zawsze z rana jechał kupić świerka, którego potem wspólnie, we trójkę przystrajali, nazywając go "swoją choinką". Pamięta też jak mama ubierała ją w czerwoną sukieneczkę i czesała w popularnego kłosa. Uwielbiała Wigilię ale z czasem wszystko stawało się coraz bardzie monotonne. Z wiekiem to święto traciło swój urok. 'Mikołaj' już nie przynosił prezentów, tylko darował pieniądze, świąteczne porządki nie sprawiały tyle radości, a strojenie choinki stało się nudne i nie warte czasu. Z wiekiem, Lu przestała wierzyć w kościół, Boga, bo uznała, że On nie istnieje. I choć rodzice nie mogli tego zrozumieć to ona nie potrafiła inaczej. Do dziś sama nie wie w co wierzy. Szybciej jest teorii, że ludzie i cały świat powstał z jakiegoś wielkiego wybuchu i tyle... Dziś wszystko jest inne. Ona jest dorosła, z wieloma problemami, z którymi musi poradzić sobie sama. Rodzice jej nie pomogą, nie zrobią niczego za nią. O wszystko musi walczyć sama i choć jest trudno to to wszystko sprawiło, że ona stała się silniejsza i z tego się cieszy.







-*-





          Wszyscy zasiedli do wigilijnego stoły z wielkimi uśmiechami na twarzy. Mimo wszystkich kłótni, jakie zdarzyły się w tym roku, szczególnie na linii Łucja-Diana, dziś czuli jakby wszystkie te świąteczne przygotowania ich do siebie zbliżyły. Cała złość z powodu wyprowadzki córki minęła, a przynajmniej takie Lu miała odczucia. Matka jak zwykle była elegancko ubrała, tak jak przystało na szefową. Ciemno zielona sukienka, sięgająca do kolan idealnie komponowała się z czarnym żakietem. Włosy pozostawiła luźno puszczone na jej ramiona. Lu zaś założyła na siebie granatową sukienkę z kołnierzykiem, która odsłaniała jej szczupłe ramiona. Na siebie zarzuciła jeszcze kremowy, dzianinowy kardigan, a włosy splotła w długiego warkocza po boku. Tata miał na sobie zwyczajne spodnie od garnituru i elegancką, niebieskawa koszulę. 
          Czas leciał nieubłaganie, a rozmowa ciągle się kleiła. Wszyscy za sobą tęsknili to pewne. Ojciec jak zwykle żartował, opowiadał o swoich śmiesznych historiach z tego roku. Było jak za dawnych lat. 
-No córciu, to opowiadaj jak Ci się tu żyje!-ojciec spojrzał na Lu zajadającą się kolejnymi to pierogami, które wspólnie z mamą zrobiły. 
-No więc...-odłożyła sztućce i połknęła ostatni kawałek pieroga, jaki miała  w ustach-...dobrze.-uśmiechnęła się-Na początku było ciężko. Miałam problem z mieszkaniem, potem je trochę pozmieniałam, znalazłam szybko pracę, poznałam wspaniałych ludzi... I nie czuję się tu obco. Wszyscy są tacy mili, pomocni... Tu naprawdę czuję, że żyję, choć nie zawsze mam pewność, że starczy mi na wszystkie rachunki, czy coś. Życie tu sporo mnie nauczyło. Jestem silniejsza, tak.... Zdecydowanie.-w jej głosie było słychać dumę, która naprawdę ją rozpierała. Pierwszy raz w życiu chyba zdecydowała się na takie odważne słowa o sobie. Zawsze była tylko szarą myszką, która nienawidziła mówić o sobie. A teraz? Teraz jest inna. Życie w Dortmundzie ją taką uczyniło i ona sama jest szczęśliwa, że właśnie tak się potoczyło jej życie. 
-No, a jak tam Twoje sprawy miłosne?-mama pokręciła głową szeroko się uśmiechając. Totalnie nie wiedziała, że trafiła w czuły punkt Kulmaczewskiej. I co miała jej odpowiedzieć? "Jestem z Marcelem, ale mam gorący romans z jego najlepszym przyjacielem-Marco". Jak by to zabrzmiało z jej ust? Co by sobie pomyśleli inni? Jak bardzo by zraniła wszystkich wokół, takim wyznaniem? 
-Chyba w porządku...-zawahała się. Wcale nie jest w porządku. Na pewno nie między nią, a Marcelem.
-Czy ja wiem, czy tak w porządku...-odezwał się Dariusz, który popijał właśnie czerwone wino. Pokręcił głową z dezaprobatą i spojrzał na córkę.-Nie podoba mi się ten Twój Marcel, słońce. Ciągle wykręcał się, żeby się z nami spotkać. Dla mnie to niezrozumiałe i automatycznie go przekreśliłem. Nie wiem, co musiałby zrobić, żebym się do niego przekonał... 
-Dokładnie tak!-poparła go Diana, która posłała mężowi jednoznaczne spojrzenie i sama również upiła łyk czerwonego wina.-O wiele bardziej podobał mi się ten blondyn... Marco! Dżentelmen, miły, przystojny...Och!-Łucja, aż zaśmiała się kiedy jej matka tak bardzo wychwalała Reusa. W głowie od razu miała ich wspólne spotkania, rozmowy. Jezu, jej matka chyba ma rację! Lu podobał się Marco!-Czym on się właściwie zajmuje?
-Jest piłkarzem. Profesjonalnym. Gra w Borussii Dortmund.-Lu delikatnie się uśmiechnęła. Coś się w środku niej zagrzało. Czuła się tak dobrze, mogąc o nim mówić. To chyba był zaszczyt, że tak wspaniały piłkarz jak on dba i kocha Łucję. To niezaprzeczalne, że czuje on do Polki coś więcej i, że ten cały romans dla niego nie jest tylko romansem... 
-Wiedziałem, że go znam!-ojciec klasnął w ręce, czym rozbawił obie Panie, siedzące obok. Lu pogrążyła się w myślach. Nie potrafiła tak normalnie, trzeźwo teraz myśleć. W głowie miała piłkarza-tylko i wyłącznie. 
-Dobra, Darek, może w końcu podarujmy Lu nasz prezent świąteczny.-blondynka zmarszczyła czoło i podrapała się po głowie. Jaki prezent do licha? Niczego się nie spodziewała. Miała nadzieje, że to ona zaskoczy rodziców własnoręcznie zrobionym albumem z ich wspólnymi zdjęciami, a jednak proszę! 
-Mamo? O czym Ty mówisz? 
-Wiesz kochanie, ostatnio Ty nie dzwoniłaś, więc doszliśmy do wniosku, że coś musiało się wydarzyć. Dlatego też, skontaktowaliśmy się z Eleną.-"Co?! Z Eleną?!"-w głowie już latały jej myśli-Powiedziała nam o incydencie w barze...-I wszystko jasne! Skoro Elsner wygadała się o Thomasie to na pewno wspomniała też o wybawcy Łucji. Przecież to Marco jej wtedy pomógł. Teraz już wiadomo dlaczego jej rodzice tak bardzo darzą sympatią Reusa.-Dlatego też skontaktowałem się z moim przyjacielem w Dortmundzie, który ma tu własną firmę. Uznałem z mamą, że na pewno tak tego nie zostawimy i nie możemy pozwolić Ci dłużej pracować w Plazie. Załatwiliśmy Ci pracę w korporacji Bertholda. To naprawdę fajny, miły facet. Szukał akurat kogoś do pomocy przy finansach, więc... Może go pamiętasz? Był u nas jakieś dwa lata temu. 
-Zaczynasz od 5 stycznia córciu. Masz czas, żeby złożyć wymówienie w barze.-matka uśmiechnęła się w jej stronę, łapiąc za rękę swojego męża. 
-O Jezu...Nie wierzę...-łzy zakręciły się w oczach młodej Polki. Nie wiedziała co powiedzieć. Była wdzięczna rodzicom, a z drugiej strony zła, że znów jej pomagają. Ale przecież nie może całe życie im odmawiać. To dobrze, że załatwili jej pracę w firmie znajomego. Była im cholernie wdzięczna. Jedyne co mogła zrobić to po prostu wstać i przytulić rodziców najmocniej jak potrafiła. I tak też zrobiła. Pocałowała każdego w policzek, szepcząc krótkie 'dziękuję'. 








-*-





            Było koło 23. Rodzice już położyli się spać, a Lu właśnie miała iść do łazienki. Jednak, nie zrobiła tego. Powędrowała na palcach do korytarza, gdzie ubrała swoje zimowe botki, z szafy wyjęła ciepły, zimowy płaszczyk, ubrała go i wyszła, zamykając za sobą drzwi na klucz. Sama nie wie dlaczego to zrobiła. Dlaczego wyszła... Chciała po prostu pospacerować. Przemyśleć wszystko na spokojnie. Była w kropce. Ciągle tkwiła w jednym punkcie, z którego nie potrafiła wyjść. Kogo tak naprawdę kocha? A może kocha obu? Kiedy jest z Marcelem czas się zatrzymuje... Ona potrafi się zrelaksować i czuć się jakby była księżniczką w jakiejś bajce. Zaś kiedy przy niej jest Marco wszystko zmienia się o 360 stopni. Zapomina o całym świecie, czuje się bezpiecznie... Czuje się kochana, bo Marco robi wszystko, żeby ona właśnie tak się czuła. Z początku wydawało jej się, że ich znajomość to tylko seks, ale myliła się. Z każdym kolejny spotkaniem pojawiało się jakieś uczucie. Zarówno z jego, jak i z jej strony. To Marco jest wtedy kiedy ona go potrzebuje, nie Marcel... Oddalają się od siebie z Fornellem i teraz decyzja należy tylko do niej. Albo chce odbudować relację ze swoim chłopakiem, kończąc romans z Reusem, albo rozstać się z ciemnowłosym Niemcem i dać szansę jej i Marco. Wszystko było zbyt skomplikowane, żeby można było dokonać jakiejś decyzji. Nie była jeszcze na to gotowa. Nie teraz... Ale ile jeszcze może to wszystko ciągnąć? Rani ich obu. Ich i na dodatek jeszcze siebie... 
                 Wędrowała właśnie uliczkami pobliskiego parku, nie spodziewając się tu nikogo. A jednak. Ktoś też tu był o tej porze. Z początku myślała, że to jakiś bezdomny ale kiedy podeszła bliżej spostrzegła, że zna tę osobę. Zna i to prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek inny. Nie widział jej. Siedział tyłem, więc ona postanowiła go nie wystraszyć. Podeszła cicho bliżej ławeczki i zwinnie ją ominęła, siadając obok 'Pana Ktosia'. Z początku nie patrzył na nią. Jego wzrok ciągle wbity był w zaśnieżone dróżki parku. Patrzył pusto. Był smutny? 
-Co Ty tu robisz o takiej porze? Są święta! Nikt nie powinien być w taki dzień sam.-posłała mu delikatny uśmiech, ale on chyba tego nie zauważył. Nie odwrócił swojego wzroku od butów, ani na moment. Przyjrzała się mu bliżej. Płakał.... Ma czerwone oczy.-Marco... Hej... Spójrz na mnie.-przysunęła się bliżej niego i złapała jego twarz w swoje dłonie, zmuszając go do popatrzenia na nią chociaż na chwilę. Najpierw uciekał wzorkiem ale potem nie walczył. Popatrzył w jej oczy. Uśmiechnęła się blado, widząc zaczerwienione oczy.-Marco...-westchnęła przyciągając go do siebie mocno. Przytuliła go, a on zanurzył swoją głowę w jej włosach. Nie wiedziała co robić. Nie wiedziała co się stało...
-Będziesz moim niespodziewanym gościem?-oderwał się od niej i złapał je twarz w swoje silne dłonie. Spojrzał tak głęboko w jej oczy i zauważył w nich troskę. Wzruszył ją tym pytaniem. Niby takie zwykłe ale... Już wie dlaczego Marco jest tutaj... Sam spędzał wigilię... 
-Tak, oczywiście...-odparła jeszcze raz go przytulając. On odsunął ją od siebie, złapał za rękę i pocałował. Pocałował tak namiętnie, jakby nie widział ją przez kilka lat... Cudownie było poczuć ciepło jego ust. Wstał z ławki i pomógł uczynić to samo dziewczynie. Ona złapała go za rękę, którą on ścisnął bardzo mocno, na co ona uśmiechnęła się w jego stronę. Nie miała już żadnych wątpliwości. On kogoś potrzebuje. Czuła się trochę winna temu wszystkiemu... Mogła domyśleć się, że jego słowa "Zamierzam zaprosić do siebie rodziców na kolację wigilijną" były po prostu kłamstwem. Ale ufała mu i liczyła, że to co powiedział ma zamiar zrobić... A on po prostu potrzebuje bliskości. W taki dzień jak ten nikt nie powinien być sam.. Zawiodła go.  
-Kocham Cię Łucja...-odparł, stojąc tuż przed nią. Śnieg lekko prószył, osiadając na ich włosach i płaszczach. Latarnia lekko oświetlała ich twarze. Marco zbliżył swoje usta do ust Łucji i złożył na nich ciepły pocałunek, wplatając przy tym rękę w jej włosy. Oparli się o swoje czoła i oboje głęboko westchnęli.-Zawsze będę Cię kochał....
-I ja zawsze będę Cię kochała, Marco... Zawsze...-podkreśliła. Kochała go. Kochała go tak mocno i dopiero teraz to sobie uświadomiła... To nie jest romans... To jest miłość. Ona się zakochała w Marco, nie w Marcelu... Marcelem była zauroczona, a to Marco skradł jej serce. Od początku kochała Reusa, tylko chciała na siłę pokazać sobie, że to nie prawda. Ich początek nie był kolorowy ale mimo to, to w nim się zakochała... I to jego kocha... 





-//-
Jestem! Kochane! Po pierwsze chcę wam podziękować za tak dużą ilość komentarzy pod rozdziałem! Wydaje mi się, że to nasz nowy rekord na tym blogu! Oby tak dalej! 
No i jeszcze przekroczyłyśmy barierę 17 tysięcy wyświetleń! Nawet nie wiecie jakie to dla mnie ważne i jak bardzo się cieszę, że jest was coraz więcej! W podziękowaniu dodaję wam ten rozdział, mając nadzieje, że ostatnia scena was zadowoliła i się podobała. Szczerze mówiąc, próbowałam na niej wykrzesać z siebie wszystko co mogłam i nawet jestem zadowolona:) 
A tak na marginesie, to wiecie kto był wczoraj w moim rodzinnym mieście? Robert Lewandowski! Tyle, że ja go nie spotkałam,a łaziłam po mieście z 3h jak się dowiedziałam... Moje szczęście.. Eh... 
Dobra, jeszcze raz wielkie dzięki kochane i mam nadzieje, że dalej zostaniecie ze mną! 
Buziaki,
Xxx 

17 komentarzy:

  1. Magia...Totalna magia...Końcówka mnie wzruszyła i nie ukrywam, że z moich oczu popłynęły łzy. Nareszcie ! Jezu, oni muszą być razem i będą, prawda?...Błagam, niech oni już będą razem. Choć zaczęło się od gorącego romansu, to zakończy się na wielkiej miłości. Przecież oni tak się kochają, że tego nie da się ubrać w słowa. Dobrze, że rodzice znaleźli dla Lu nową pracę, bo jednak praca w Plazie to nie dla niej. I mimo, że jest już dorosła, nie ma w tym nic dziwnego, że korzysta z pomocy własnych rodziców.
    Poza tym, to mogłabym godzinami roztkliwiać sie nad końcówką...Jeszcze ta muzyka...Oniemiałam...Tak bardzo zrobiło mi się szkoda Marco, tego że ten wyjątkowy wieczór musiał spędzić sam. Jednak Łucja go spotkała. Jeszcze to wyznanie...Boże! Nie ma nic piękniejszego od takich scen!
    W dzisiejszym dniu będę miała w głowie chyba i wyłącznie ten rozdział.
    Jesteś niesamowita! Dla mnie to po prostu zaszczyt móc się od Ciebie uczyć jak nalezy pisać takie historie. Dziękuję...
    A powiedzieć, że ten rozdział jest wspaniały, to tylko formalność z mojej strony:)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wlewasz w te rozdziały tyle uczuć,że podziwiam cię,naprawdę jestem zafascynowana! Ostatnia scena jest taka jakie powinny być ostatnie sceny ♥ CUDOWNA! Piszesz niesamowitego bloga :)
    Pozdrawiam gorąco ; * :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się ciesze, że Łucja wreszcie zrozumiała którego kocha! I pogodziła się z rodzicami! Magia świąt! Cudooowny rozdział. Nadal żal mi Marcela, mam nadzieje że wszystko zrozumie. A może jest w podobnej sytuacji jak Lu? Może zakochał się w kimś innym? To chyba ułatwiłoby wszystko... czekam na kolejny i pozdrawiam http://walcz99.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co? Nie mialam dzis zzbyt dobrego humoru. Wiadomo, ze bywaja w naszym zyciu lepsze i gorsze dni. Przed momentem zobaczylam na tel maila- powiadomienie, ze dodalas na mojego bloga komentarz. Zajrzalam tutaj i przeczytalam jednym tchem to co napisalas. Musze Ci powiedziec, iz jak czytalam zapomnialam na moment o zlym humorze. Jak czytalam wylaczylam sie i przenioslam w swiat Lu i Marco. Bylam z Lu przy syole wigilijnym, a potem na spacerze, na ktorym go spotkala. Bylam tam oczyma wyobrazni. Tak wlasnie piszesz Leno. W sposob tak obrazowy, ze mozna zobaczyc sytuacje opisane w poszczegolnych postsch, mozna poczuc emocje, ktore targaja bohaterami. Ja chyba za bardzo sie wcxuwam, ktos powie ot zwykle opowiadanie.Ja powiem, ze historia kyora piszesz jest niezwykla. Niezwykla, ale bynajmniej nie jest bajka. To prawdziwe zycie. Stworzylas cos co nie jest oderwane od rzeczywistosci, przeciez podobne problemy maja ludzie nas otaczajacy. Wiele osob jest samotnych, swietuja bez rodziny, lakna bliskosci, zrozumienia i ciepla. Lakna milosci. Uczucie, ktore polaczylo Lu i Marco to autentyczna milosc. To magia. Brak slow. Poprawilas mi humor tym rozdzialem . Naprawde. Piszesz wspaniale, wcale sie nie dziwie, ze pod kolejnymi postami pojawia sie coraz wiecej komentarzy. Jak najbardziej na nie zaslugujesz. Juz nie moge sie doczekac kolejnej odslony. Mam nadzieje, ze skoro Lu zrozumiala juz kogo kocha to teraz zakonczy swoj zwiazek z Marcelem. To co, ze to przyjaviel Reusa. Lu musi wybrac milosc... Po prostu musi. Zapraszam do mnie na kolejny rozdzial juz jutro wieczorem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za literowki- znow dodaję z tel ;-)

      Usuń
  5. Boze..Jestem wzruszona końcówką.Ten rozdzial jest piekny..Mam nadzieje,ze teraz juz nic nie stanie im na drodze,ze Lu porozmawia z Marcelem,powie mi prawde..Chociaz wiem,ze oboje bardzo zranili Marcela i nadal to robią,ale kiedys musi się dowiedziec.Ciesze sie,ze Marco wywarł tak dobre wrazenie na rodzicach dziewczyny.Nowa praca-super!
    Powtarzam sie,ale komplementów nigfy za wiele! Cudowny rozdzial,cudownie piszesz.Czekam na nastepny,pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest taki magiczny. Mimo, że mamy dziś 6 lipca to wyobraziłam sobie siebie w Dortmundzie 24 grudnia. Gwiazdka magiczny czas, Lu spędziła go przy rodzicach, a Marco ? Tak strasznie mi go szkoda, dobrze, że dziewczyna go spotkała. Nikt nie powinnien spędzać świąt samotnie :c to jest taki cudowny czas, powinno się mieć przy sobie kogoś kogo się kocha <3 Lu mimo, że już późno to była przy Marco. Przy facecie, którego pokochała, z którym łączy ją tajemnicza więź. Kochają się, na pewno obydwoje pragną być razem. Mam nadzieje, że skoro Łucja uświadomiła sobie, że na prawdę kocha Marco, a Marcelem jest tylko zauroczona to zerwie z nim. W końcu tak powinna zrobić, nie oszukujmy się. Jej chłopak bardzo się zmienił, to dupek, ciekawa jestem czy wgl mu jeszcze na niej zależy. Z jednej strony mam nadzieje, że tak, bo nie chciałabym, żeby dalej ją ranił swoim zachowaniem, ale z drugiej jak nie to wtedy nie powinien mieć pretensji do Marco, że zaopiekował się jego dziewczyną, pokochał ją i wgl. Bardzo miło ze strony jej rodziców, że załatwili jej prace, wiem, że pewnie wolałaby sama coś znaleźć, ale rodzice są czasami potrzebni. Każdy powinnien dać rodzicom chociaż trochę radości, a pozwalając im sprawiać nam prezenty właśnie to robimy. Jakbym miała wymienić wady i zalety facetów Lu, czyli Marcela i Marco to ... hmm ... u Marco byłoby dużo więcej zalet, natomiast u Marcela wad. Nie oszukujmy się, bo to by było zabawne. Marco jest zawsze przy Lu, ona może na niego liczyć, a on na nią. A Marcel ? Ok, fajne wakacje, świetne urodziny, trochę romantyzmu xd nic więcej, bo od jakiegoś czasu się bardzo zmienił, Łucja nie może na niego liczyć, olewa ją, nie chce poznać jej rodziców. Oni już przestali go lubić, właśnie dlatego, a polubili Marco. Mimo bardzo kryzysowej sytuacji, bo oni omal ich nie nakryli on był spokojny no i zrobił na nich wrażenie. To się nazywa coś ! Podziwiam go za to ! Na początku opowiadania nie myślałam dobrze o Dianie, ale w sumie chyba powoli zmieniam zdanie, wydaje się być w porządku. To miło jak razem przygotowywali się do świat, tak rodzinnie, klimatycznie. Znowu się rozpisałam xd
    Co do Twojej notatki pod rozdziałem ... Nie wiem czy pamiętasz jak pisałyśmy kiedyś na gg to powiedziałam Ci, że nie masz nam za co dziękować. Bo to my powinniśmy Ci dziękować za takie cudownie, świetne rozdziały. Komentarze, coraz więcej wyświetleń, obserwacji to właśnie takie nasze podziękowania. Robisz dla nas coś wspaniałego, taka odskocznia, masz talent. Dobrze go wykorzystujesz, więc nie przerywaj, tylko rób tak dalej !
    Wiesz ile razy będąc w Warszawie, wtedy jak był tam Robert Lewandowski go nie spotkałam ? :3 za dużo xd hahaha <3 jeszcze kiedyś go spotkasz na pewno :* a tak wgl to nie wiem czy wiesz, ale w Twoim województwie Ania i Robert Lewandowscy budują tam dom, więc nie martw się na 100% go jeszcze spotkasz. Oni są tam teraz na wakacjach z tego co wiem ;) 
    Buziaki :* 
    Ps. Bardzo przepraszam Cię za błędy, ale komentarz jest tak długi, że już mi się nie chce sprawdzać xd 

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko jedyna. Ten rozdział jest fenomenalny. Miłość jaka wiąże Marco i Łucję jest magiczna. Tak magiczna to dobre określenie. Ich romans, albo jak inaczej tu nazwałaś, ich miłość jest niespotykana. Przez przypadek się poznali, i od razu się pokochali. Moim zdaniem powinna się rozstać z Marcelem, on na nią nie zasługuje. Ona powinna być z Marco i stwierdzenie jej taty że Marcel nie ma jaj, jest po prostu genialne, takie szczere. Jej mama zaskakuje mnie cały czas, najpierw się kłócą o to że córka wyjechała, ale widać że ją kocha i że się o nią martwi, chyba każdy chciałby mieć taką mamę. Ale zostańmy przy naszej parze. Cudownej parze. Opisujesz to tak naprawdę, jakbyś sama to obecnie przeżywała, za co powiem szczerze jestem pełna podziwu. Wszystko co tu napisałaś, jest takie realistyczne. Nie chodzi mi tylko o jeden rozdział, mówię o wszystkich. Przez przypadek się poznali, taka miłość od pierwszego spojrzenia. To jest takie słodkie. Chciałabym przeżyć coś takiego, to jest po prostu niesamowite. Takie cudowne. Dziękuje że piszesz tego bloga, jest fenomenalny <3
    Dziękuję naprawdę.
    POZDRAWIAM I ZAPRASZAM DO SIEBIE <3
    http://ja-dortmund.blogspot.com/ <3
    CAŁUJĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Awwwww super super super ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ Czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku chciałam przeprosić za tak długą nieobecność. Dzisiaj obiecałam sobie, że choćby się waliło i paliło to przeczytam i spełniam swoje postanowienie.
    Co do rozdziału to jak zwykle genialny.
    Ja to Cię bym chyba wysciskała jakbym Cie zobaczyła!
    Nie wiem czemu miałam łzy w oczach przecież mimo tego wszystkiego to piękny rozdział.
    Wreszcie zrozumiała kogo kocha!
    Marco<3 Biedaczek musiał sam spędzać święta.!
    Ale teraz będzie miał Łucję! Mam nadzieje, ze jak anjszybciej zerwie z Marcelem.
    Czekam na nn i zapraszam do siebie: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/
    + nominowałam Cie do Liebster Award:) Szczegóły u mnie:)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny rozdział. :) Fajnie, że rodzice załatwili Łucji pracę i, że się pogodzili. Szkoda mi Marco, że musiał spędzać Wigilię sam. Dobrze, że Łucja i Marco spotkali się w tym parku. Ta para jest wspaniała. Mam nadzieję, że Lu zrozumiała w końcu, że kocha piłkarza, a nie Marcela. Oby teraz pomiędzy Łucją a Reusem się ułożyło, bo to uczucie, które ich łączy jest niesamowite. Widać, że się kochają i długo bez siebie nie wytrzymają. Oni muszą być razem bez żadnego ukrywania się. Mam nadzieję, że niedługo tak będzie. Czekam z niecierpliwością na następny. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale mi poprawiłaś humor!
    No jak przeczytałam o tym ich spotakniu to normalnie beczałam razem z Marco ale się też śmiałam na zmianę, że w końcu Lu jest pewna swoich uczuć.
    Paradoks nie?
    Moje marzenie może się ziści, żeby rzuciła w diabły tego Marcela. On się w ogóle nia nie interesuje.
    Czekam na nn
    i zapraszam do siebie: http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. http://dortmunder-junge2.blogspot.com/ nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Od wczorajszego wieczoru nareszcie znalazłam czas i pochłonęłam całego bloga. Zdecydowanie jest to jeden z nielicznych blogów, które mi się bardzo podobają. Sposób, w jaki piszesz, same wydarzenia. Czarujesz Kochana! Ciągle chciałoby się czytać więcej i więcej! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że mnie o nim poinformujesz. :)
    Buziaki, Marta xx

    OdpowiedzUsuń
  14. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdzial. Zagladam i zagladam dzisiaj ;-)
    Zapraszam do mnie na kolejny:-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ah ta magia świąt :D Normalnie aż chciało mi się płakać (oczywiście ze szczęścia),że Łucja wreszcie przyznała się do tego,że kocha Marco :D Oni są słodcy i powinni być razem już o wiele szybciej :) A Marcel,to niech spada na drzewo,ale jestem świecie przekonana,że jeszcze namiesza w życiu tej dwójki,takie typy jak on łatwo nie odpuszczają :D Rozdział jak zwykle cudny,czekam na więcej,jak zwykle zresztą,bo twoje opowiadanie,wręcz pochłaniam i zawsze chcę więcej :) A tymczasem zapraszam do siebie,na czwarty rozdział http://love-fast-and-forever.blogspot.com :) Pozdrawiam kochana :*

    OdpowiedzUsuń